W piętnastą rocznicę śmierci o. Augustyna Jankowskiego można śmiało powiedzieć, że redagowana przez niego Biblia Tysiąclecia ukształtowała wzorzec współczesnej biblijnej polszczyzny.
Dziś wielu polskich katolików zgłębiających na co dzień słowo Boże nie wyobraża sobie bez niej życia. Ale był przecież taki czas, i to całkiem niedawno, kiedy Tysiąclatki nie było, a najnowszym katolickim przekładem całego Pisma Świętego pozostawała… Biblia Jakuba Wujka z końca XVI wieku. Już sam ten fakt wydaje się wystarczająco uzasadniać potrzebę stworzenia nowego przekładu, zrozumiałego dla współczesnych ludzi, mówiących przecież zupełnie innym językiem niż trzy i pół wieku wcześniej. W okresie międzywojennym podejmowano wprawdzie w środowisku krakowskim i poznańskim próby modernizacji Biblii Wujka, jednak były one niewystarczające. W 1937 r., na I Zjeździe Biblistów Polskich, zapadła decyzja o stworzeniu całkowicie nowego przekładu, z języków oryginalnych, a nie – jak w przypadku Biblii Wujka – z Wulgaty, czyli tekstu łacińskiego. Niestety, prace przerwał wybuch II wojny światowej. Wojenną zawieruchę przeżyło niewielu biblistów, co jeszcze bardziej odsunęło te plany w czasie.
Paląca potrzeba
Do pomysłu powrócił dopiero o. Augustyn Jankowski, benedyktyn z Tyńca, wybitny znawca Nowego Testamentu. Namówili go do tego współbracia, będący pod silnym wrażeniem francuskiej Biblii Jerozolimskiej, uznawanej wówczas za wzór nowoczesnego przekładu. W 1958 r. o. Jankowski wygłosił na spotkaniu biblistów w Lublinie referat zatytułowany „Rozwój nauk biblijnych a potrzeby duszpasterstwa polskiego”. Stwierdził w nim m.in.: „Palącą sprawą zatem jest ukazanie się pełnego przekładu na język polski Pisma Świętego z języków oryginalnych. Na Zachodzie w każdym kraju kilka takich tłumaczeń ze sobą współzawodniczy, a z wyników podobnej rywalizacji korzysta najpełniej odbiorca. My w Polsce dotąd nie zdobyliśmy się ani na jedno takie tłumaczenie całego Pisma Świętego”. Deklarował też w imieniu benedyktynów tynieckich gotowość współpracy przy takim przekładzie, gdyby profesorowie KUL podjęli się jego redakcji.
Wydawać by się mogło, że taki głos powinien na spotkaniu biblistów obudzić szeroką dyskusję. Z niewiadomych przyczyn temat nie został jednak w ogóle podjęty. Być może jakąś rolę odegrały względy ambicjonalne. Jak twierdzi historyk Zdzisław Jan Kapera, krakowskie i lubelskie środowiska akademickie konkurowały wówczas ze sobą w badaniach biblijnych, a o. Jankowski, mimo że posiadał habilitację, nie był pod koniec lat 50. regularnym nauczycielem akademickim. Być może więc traktowano go trochę jako człowieka „z zewnątrz”. Mimo to benedyktyn rozpoczął prace nad kompletowaniem zespołu redakcyjnego i – jak wspominał – tylko w pięciu przypadkach spotkał się z odmową. Ostatecznie w przygotowaniu pierwszego wydania uczestniczyło 39 tłumaczy. Publikacji podjęło się wydawnictwo Pallottinum. Początkowo nazywano powstające dzieło Biblią Tyniecką, jednak jego ukazanie się w 1965 r., a więc na rok przed millenium chrztu Polski, zdecydowało ostatecznie o nazwaniu go Biblią Tysiąclecia.
Biblia tysięcy błędów?
We wstępie do pierwszego wydania kolegium redakcyjne tak wyjaśniało przyczynę językowych innowacji, które zastosowano przy tłumaczeniu: „Zapytywana ostatnio w sprawie przekładów biblijnych Stolica Apostolska wyrażała życzenie, by w nich stosować dzisiejszy nowoczesny język literacki. Toteż, kontynuując próby poczynione już u nas w kraju, postanowiliśmy – nie bez pewnego lęku i żalu – świadomie odstąpić od czcigodnej tradycji Wujkowej, gdy idzie o słownictwo i styl, zachowując jednak jego najgłębszą zasadę – dostojeństwo godne tekstu natchnionego. Pisarze święci stosowali język nie archaiczny, lecz sobie współczesny. Taki też język niech trafia do dzisiejszego słuchacza i czytelnika, dla którego pewien archaizm formy łatwo może z sobą nieść sugestię, że w Piśmie Świętym mowa jest tylko o czcigodnych zabytkach przeszłości”.
Nakład pierwszego wydania Biblii Tysiąclecia wynosił 50 tys. egzemplarzy i rozszedł się natychmiast, sprzedawany w księgarniach spod lady i masowo zamawiany przez seminaria duchowne czy zgromadzenia zakonne. Mimo to spotkał się z dość mocną krytyką ze strony biblistów. W warstwie językowej zarzucano mu niekonsekwencję, np. zachowanie archaicznego przymiotnika „niezbożny” na określenie złego człowieka (warto dodać, że obecność tego wyrazu była wynikiem ingerencji cenzury, która nie zgodziła się na użycie słowa „bezbożny”, kojarzącego się z ateistami). Krytykowano też wstępy i komentarze do kolejnych ksiąg jako nazbyt konserwatywne. „(…) można by z pewną ironią powiedzieć, że czasami wstępy w Biblii Tysiąclecia wyglądają tak, jakby od tysiąclecia nic się w egzegezie nie zmieniło” – komentował np. ks. Janusz Frankowski. Przede wszystkim zwracano jednak uwagę na liczne błędy w tłumaczeniu. Wybitny biblista ks. Eugeniusz Dąbrowski nazwał nawet dzieło pod redakcją benedyktynów tynieckich „Biblią tysięcy błędów, merytorycznych i formalnych, a zwłaszcza językowych”. Nie brakowało jednak i głosów entuzjastycznych, także ze strony protestantów, którzy widzieli w Biblii Tysiąclecia dzieło pionierskie.
Nie ma jednej Tysiąclatki
Większość błędów wskazanych przez krytyków poprawiono w drugim wydaniu, które ukazało się w 1971 r. Także kolejne wydania (z wyjątkiem czwartego, które było dosłownym przedrukiem trzeciej edycji) zawierały istotne zmiany. Na przykład w trzecim wydaniu (1980) słowo „Jahwe” zamieniono niemal wszędzie na „Pan”, „Pan Bóg” lub po prostu „Bóg”, zaś w piątym (1999) zamiast „Pocieszyciela” w Ewangelii według św. Jana pojawiło się oryginalne greckie określenie „Paraklet” (co akurat wydaje się poprawką niezbyt szczęśliwą, jeśli weźmiemy pod uwagę kryterium powszechnej zrozumiałości tekstu). Różnice pomiędzy poszczególnymi wydaniami są na tyle duże, że ks. Waldemar Chrostowski, przewodniczący Stowarzyszenia Biblistów Polskich w latach 2003–2013, stwierdził nawet, iż „nie ma jednej Biblii Tysiąclecia”, lecz „mamy do czynienia z nowym przekładem tekstu, a nie tylko z jego poprawianiem bądź »ulepszaniem«”. Od 2015 r. zapowiadane jest wydanie szóste, które ma być uzupełnieniem obecnego, uwzględniającym nowe badania biblijne, językowe oraz archeologiczne.
Obok „klasycznych” wydań Biblii Tysiąclecia powstały też, dzięki inicjatywie ks. Franciszka Blachnickiego, przedruki w mniejszym formacie, tzw. oazowym. Do dziś cieszą się one dużą popularnością wśród młodzieży. Ukazywały się też wydania dźwiękowe i elektroniczne.
Punkt odniesienia
Jednocześnie powstały też w Polsce inne katolickie tłumaczenia całej Biblii. W 1975 r. ukazała się Biblia Poznańska, stworzona z inicjatywy wybitnego biblisty ks. prof. Aleksego Klawka. Kolejne przekłady to Biblia Warszawsko-Praska (1979), w całości przetłumaczona przez obecnego biskupa, ks. Kazimierza Romaniuka, i wydana w 2008 r. Biblia Paulistów. W 2020 r. opublikowano ostatni tom serii tzw. Komentarzy KUL-owskich, czyli wydawanych od 1958 r. przekładów kolejnych ksiąg biblijnych z naukowym komentarzem.
Z pewnością wszystkie te tłumaczenia mają swoje zalety. Warto np. zwrócić uwagę, że w ankiecie katolickich biblistów polskich z 1999 r. to Biblia Poznańska, a nie Biblia Tysiąclecia, została uznana za najlepszy polski przekład Pisma Świętego. Z kolei bardziej przystępny dla współczesnego odbiorcy język wydaje się mieć Biblia Paulistów. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie Biblia Tysiąclecia pozostaje tłumaczeniem najpopularniejszym. Kluczowe znaczenie ma tu fakt, że na mocy dekretu prymasa Polski z 1966 r. stała się ona obowiązującym przekładem liturgicznym. Jednak jest to też przekład, który zadomowił w świadomości przeciętnego odbiorcy. Stał się punktem odniesienia w naszych rozmowach, cytatach, biblijnych nawiązaniach – także w potocznym języku. Nie sposób pominąć też pionierskiej roli Biblii Tysiąclecia. W 15. rocznicę śmierci o. Augustyna Jankowskiego można śmiało powiedzieć, że dzieło, którego koordynacji się podjął, ukształtowało wzorzec współczesnej biblijnej polszczyzny.