Wielka Sobota to dzień, kiedy w sposób niezwykle wyraźny doświadczamy swoistej dwoistości. Z jednej strony tradycja Kościoła, mówiąca o ciszy. Jej wyrazem jest starożytna homilia, czytana w Liturgii Godzin. „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął z ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań. Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zagubioną owieczkę.” Wielka Sobota ma twarz zasłuchaną w ciszę. Można usłyszeć ciszę?
Ma również drugie oblicze. Ostatnich porządków i zakupów. Kościelnego szumu przy stolikach ze święconką. Przechodzących obojętnie przed Najświętszym Sakramentem procesji. Nieustannego brzęku komórek z życzeniami zawsze wesołych… Jakby wszystko się sprzęgło i zmówiło, by zagłuszyć ciszę. Jakby ktoś chciał, by człowiek nie usłyszał wydobywającego się z głębi Otchłani wołania. „Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem, uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd!”
Rozważając tajemnicę Wielkiej Soboty chcemy przywołać dwa obrazy. Jeden i drugi realistyczny. Wydarzenia sprzed miesięcy i sprzed wieków. W nadziei, że sprowokują do postawienia ważnego pytania o sens i sposób przeżywania tej tajemnicy.
Chyba wszyscy śledziliśmy akcję ratowniczą w kopalni San Jose w Copiapo, w Chile. Mamy w pamięci obraz zjeżdżających specjalnym szybem ratowników i to pełne emocji napięcie oczekujących na wyjazd pierwszego z uwięzionych. Radość, gdy spod ziemi wyłoniła się kapsuła i entuzjazm, gdy tą samą drogą powrócił z głębin ostatni ratownik. W Wielką Sobotę możemy być jak ci czekający na ratownika górnicy. I jak tłum, pozdrawiający wybawcę i wybawionych.
Inna akcja ratunkowa. Nad brzegiem Morza Czerwonego. Nadciągające rydwany faraona. Zamknięta morzem droga ucieczki. Rozwścieczony tłum. Płaczące dzieci. I tęsknota za dachem nad głową i pełnymi jedzenia garnkami. Za życiem nędznym, ale zawsze spokojnym. Może poddać się i zawrócić.
Jakże wrażliwe ucho musiał mieć Mojżesz, by pośród wrzasków i przerażenia usłyszeć głos Pana. Ile musiało być w nim determinacji i siły woli, by ich poderwać do marszu ku wodom ciągle jeszcze wzburzonego morza.
Wielka Sobota. Czekanie na Ratownika czy tęsknota za Egiptem? Którą pójdziesz drogą? Wszystko zależy od tego, czy zbudzisz się ze snu i usłyszysz ciszę. Wyjdziesz, gdy usłyszysz.