– Może być tak, że kiedy są kwestionowane te struktury chrześcijańskie, to to może wynikać z niewiary, ale może być też tak, że obrona tych struktur wynika z niewiary. To znaczy jesteśmy do nich tak przywiązani, że ich zawalenie, wydaje nam się, jest końcem Ewangelii i końcem działalności Boga w świecie, końcem tej relacji. Tak nie jest – kard. Ryś na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Łódzki metropolita wygłosił swój wykład, zatytułowany „Chrześcijaństwo dawniej i dziś”, na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Podczas prelekcji mówił między innymi o tym, z kim chrześcijaństwo walczy dzisiaj o przetrwanie, o małych znakach w wielkiej historii Kościoła, a także o sakramencie jedności Kościoła na przestrzeni wieków.
Historia ma być korzeniem, nie kotwicą
Na wstępie kard. Grzegorz Ryś postawił pytanie, czy Kościół jest dzisiaj sakramentem jedności tak, jak w ubiegłych wiekach? – Gdy patrzę, jak my to dzisiaj robimy i jak robiliśmy to w wieku jedenastym, to mam delikatne podejrzenie, że w jedenastym wieku temu Kościołowi wychodziło to lepiej – podkreślił łódzki duchowny.
– Pamięć pokazuje, że my traktujemy historię jako swoje korzenie. Pamięć jest korzeniem, to znaczy dostarcza nam życia w sposób aktualny. Papież Franciszek pięknie mówi, że można przeżywać historię jako korzeń i jako kotwicę. Jeśli historia jest kotwicą, to tak naprawdę dryfujemy wokół czegoś, co nas trzyma i nie pozawala nam się ruszać w innym kierunku i nie pozwala nam na rozwój. Jeśli historia i pamięć jest dla nas korzeniem, to wtedy jest dla nas szansa rozwoju organizmu – zaznaczył.
W oczach wielu ludzi dawne chrześcijaństwo się skończyło
Odnosząc się do tezy, że Kościół ma swoją historię, kard. Ryś powiedział, że takie stwierdzenie wydaje się oczywiste, ale zupełnie inaczej jest realizowane w codzienności, zwłaszcza w momencie sporów we wspólnocie. – Kościół ma historię i ta historia dotyczy wszystkiego. To znaczy dotyczy jego struktur, form kultu i na pewno dotyczy doktryny, jest historia dogmatu i to jest niesłychanie ważna część historii Kościoła – powiedział duchowny.
Następnie metropolita łódzki powiedział o naszej wierności historii, która ma znaczenie w teraźniejszości Kościoła. – Myślenie, że potrzebuję chrześcijaństwa dawniej, żeby zrozumieć chrześcijaństwo dziś samo w sobie jest bardzo piękne i wciągające, tyle tylko, że w oczach wielu ludzi dzisiaj to chrześcijaństwo dawniej właśnie się skończyło – powiedział kard. Ryś.
Co w chrześcijaństwie nie może umrzeć?
Swój wykład metropolita łódzki oparł o książkę „Koniec świata chrześcijańskiego” autorstwa Chantal Delsol. Odnosząc się do zagadnień poruszonych przez autorkę, przytoczył fragment mówiący o tym, że chrześcijaństwo umiera od dwóch stuleci i przytoczył pytania: z kim walczy chrześcijaństwo? Co musi, a co nie może umrzeć? Gdzie są przyczyny dwustuletniej agonii?
– My dzisiaj, kiedy argumentujemy, to uciekamy od argumentacji historycznej, bo ona jest niepopularna, niezrozumiała. Dlaczego? Bo nowoczesność bardziej zajmuje się przestrzenią niż czasem – mówił kard. Ryś, zauważając, że jeśli tylko przestrzeń jest przez nas dostrzegalna, to nie ma miejsca na odnoszenie się do historii.
Jak dodał, cywilizacja stała się fasadą dla niewiary. Wśród przyczyn tego stanu kardynał widzi przede wszystkim dwie: jakość i treść. To właśnie charakterystyczne aspekty zmiany epoki, o której kilkakrotnie mówi papież Franciszek. Nawiązując do trwającej dwa stulecia agonii, łódzki metropolita przywołał „Syllabus” Piusa IX, zawierający 80 zdań zakazanych, oraz siedem przesłań Pawła VI do polityków, uczonych, artystów, kobiet, chorych, ubogich, robotników i młodych.
Ludzie znowu chcą zadawać swoje pytania Kościołowi
– Paweł VI miał poczucie, że znalazł się w takiej sytuacji, że na szczęście Duch Święty dokonał takiej przemiany Kościoła w trakcie tych trzech lat Soboru, że ludzie znowu chcą zadawać swoje pytania Kościołowi, bo nie chcieli tego robić od czasu rewolucji francuskiej w takim poczuciu, że nie ma kogo pytać, a poza tym, gdybyś zapytał, to w odpowiedzi dostałbyś ekskomunikę – wyjaśnił, wskazując na powtarzające się w przesłaniach słowo „przyjaźń”.
– Jeśli Kościół ma spotkać się ze światem, to powinien to robić w duchu miłosiernego Samarytanina. To nie jest ze strony Pawła VI jakiś idealizm w patrzeniu na świat i na możliwości tego spotkania, bo on mówi o wyraźnym napięciu, które jest między Kościołem i światem, to jest napięcie między tymi, którzy wierzą, że Bóg stał się człowiekiem a tymi, którzy chcą z człowieka zrobić bóstwo. Napięcie jest bardzo ostre, ale przy całej świadomości tego napięcia paradygmatem po stronie Kościoła jest przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – powiedział łódzki pasterz.
Obrona struktur Kościoła może wynikać z niewiary
Za kolejną przyczynę kard. Ryś uważa utrwalanie chrześcijańskich struktur, wiedzę o grzechu ludzi Kościoła i nieumiejętność odpowiedniej reakcji na nią. – Może być tak, że kiedy są kwestionowane te struktury chrześcijańskie, to to może wynikać z niewiary, ale może być też tak, że obrona tych struktur wynika z niewiary. To znaczy jesteśmy do nich tak przywiązani, że ich zawalenie, wydaje nam się, jest końcem Ewangelii i końcem działalności Boga w świecie, końcem tej relacji. Tak nie jest – tłumaczył.
Na zakończenie metropolita łódzki powiedział, że kiedy ludzie będą podążali do Źródła, to zaczną rozróżniać dobro od zła i działać ewangelicznie. – Albo będziemy się coraz bardziej usztywniać w bronieniu tego, co było chrześcijaństwem dawniej, niezależnie od tego jakie było, ale w takim poczuciu, że my się nie odnajdziemy w świecie, który nie jest chrześcijański, poddany kontroli chrześcijańskiej. Więc usztywnijmy się i brońmy tych wszystkich struktur na całego albo, i to jest końcowe zdanie Delsol w jej książce, możemy powoli pójść w stronę źródła – podsumował kard. Ryś.