Łukasz: Jedni potrzebują kawy z rana, by funkcjonować sprawnie. Ja potrzebuję modlitwy i Słowa Bożego. Inaczej dalej śpię. Marlena: Po tym poznaję, że mój mąż dobrze się modlił, gdy z rana widzę, że rozładował zmywarkę i przygotował nam śniadanie.
[Marlena] Jak czuły Józef
Nie sądziłam wcześniej, że mój mąż, którego tak trudno mi było kiedyś namówić na poranną mszę w niedzielę, będzie zasiadał do czytania Ewangelii z dnia oraz modlitwy, kiedy wstanie słońce. Nie wiedziałam też, jaki to wpływ będzie miało na mnie jako na żonę i mamę.
Widziałam kiedyś rzeźbę Świętej Rodziny, gdzie święty Józef otulał Maryję, stając się dla Niej jakby schronieniem, a ona trzymała w swoich ramionach Jezusa. Pomyślałam wtedy, że Maryja w tym przedstawieniu na pewno czuje się bezpieczna.
Zastanawiałam się, co takiego robił Józef, by takim schronieniem dla Niej być. Dziś co rano czuję to, co przypisywałam Maryi. Wiem, że mój domowy Józef, opiekun naszej rodziny, właśnie siedzi na krześle w kuchni obok piekarnika i po cichu się modli za mnie i nasze dzieci.
Ja wtedy słyszę tylko szeleszczącą kartkę z Pisma Świętego, otulam kołdrą malutką córeczkę, która o poranku potrzebuje mocnego przytulenia i spokojnie zasypiam. Czuję, że wszystko jest na swoim miejscu.
Przeczytałam kiedyś u papieża Franciszka, że ktoś, kto się dobrze modli, nie zapomni o zgaszeniu światła w kaplicy, gdy wychodzi z niej ostatni. W wersji domowej czy małżeńskiej mogę to sparafrazować: mój mąż się dobrze modlił, gdy z rana widzę, że rozładował zmywarkę i przygotował nam śniadanie.
Nie ukrywam, że na tyle się do tego przyzwyczaiłam, że bardzo mi tego brakowało, gdy Łukasz przeniósł sobie modlitwę na godziny wieczorne. Ostatecznie jednak wrócił do modlitwy i rozważania Ewangelii z rana. Dlaczego?
[Łukasz] Dobra modlitwa, zmywarka i kofeina
Kiedyś modliłem się wieczorem. Byłem już wtedy zmęczony. Frustrowało mnie to, że mogę zasnąć przy usypianiu dzieci… i zasnąć bez modlitwy. Ten czas usypiania, ten, który powinien być przyjemny, ma sam w siebie wpisaną pewną czułość, stawał się stresujący dla mnie. I ja sam stresowałem innych: szybciej, już nie ma kolejnego rozdziału książki itp.
Ten stres zostawał we mnie. Zbierałem stresy z całego dnia, siadałem wtedy do medytacji i modlitwy taki… nabuzowany. Do tego byłem po ludzku zmęczony. Cały czas byłem zmęczony. Badania w normie, a to zmęczenie we mnie było. Jeszcze wtedy nie słuchałem mojej żony, która radziła mi, bym wstawał na modlitwę przed pracą [Potwierdzam, nie słuchał – M.].
Usłyszałem świadectwo na jednym ze wspólnotowych kursów: o zmęczeniu, dużej ilości pracy, obowiązków i tym, że potrzeba wtedy porannej modlitwy oraz spotkania ze Słowem. Spróbowałem i to było to!
Wielu ludzi musi codziennie napić się kawy, prawda? Jedni potrzebują kawy, by funkcjonować jakoś sprawnie, ja potrzebuję modlitwy i Słowa Bożego. To moja kofeina, to mój motywator, moja terapia, spotkanie z samym sobą, mój coaching. Ja bez tego śpię dalej, tak wewnętrznie. Nie jestem na sto procent z innymi.
Byłem zawsze śpiochem. Ja bardzo lubię sen. Leniwe poranki pod kołdrą to jest coś, co mi się kojarzyło w wypoczynkiem. Tu był konflikt. Wiedziałem, że nie dam rady wstawać codziennie. Budzik dzwonił… A ja te słynne: jeszcze pięć minutek!
Ostatecznie nie wstawałem. W końcu poprosiłem o pomoc: Boże, ogarnij to, pomóż mi. Wiesz, że lubię spać. Dziś nie potrzebuję budzika. Wstaję też w weekendy.
[Marlena] Ewangelia wchodzi w nasze życie
Nasze dzieci kojarzyły, że kiedy one zasną, to wtedy tata jeszcze się modli. I pewnego poranka jeden z synów wstał do toalety i zobaczył w kuchni tatę na krześle z Pismem Świętym w ręku, jak czytał Ewangelię z dnia. „Wow, tato! To ty jeszcze się modlisz? Wiesz, że już rano?”.
Myślał, że tata modlił się całą noc i choć Łukasz mu wyjaśnił, że wstał niedawno, to obraz modlącego się taty zostanie w nim na zawsze. Przykład, nie wykład.
To poranne czytanie Ewangelii z dnia wpływa na naszą rodzinę, przebija się do codziennych rozmów. Czasami rozmawiamy o sytuacji z podwórka, a wtedy Łukasz kwituje to, że to jak w dzisiejszej Ewangelii, i opowiada o co dokładnie chodzi.
[Łukasz] Słowo mnie niesie na cały dzień
Słowo Boże naprawdę jest aktualne. Jednego dnia niewiele z danej Ewangelii rozumiem. Drugiego dokładnie widzę odzwierciedlenie tego Słowa w swoim codziennym dniu, w pracy lub w domu.
Któregoś dnia w Ewangelii było zaproszenie, posłanie do mówienia o Jezusie. Miałem wtedy taką trudność z mówieniem o Bogu w pracy. Kryzys? I co? Tego dnia przyszedł klient, zwierzając się, że jego żona umiera. Mimo chemioterapii, rokowania były złe. Powiedziałem mu o Jezusie i o tym, że dla Niego nie ma niemożliwego. Że jego żona jeszcze żyje, żeby nie tracić nadziei.
Poprosił, by zamówić mszę za jego żonę. Modliliśmy się razem. Jego żona przeszła całe leczenie i wyzdrowiała. To jeden z przykładów. Nie spisuję tego, to chyba błąd. Sam czasem zapominam o małych cudach i o tych wielkich.
Dzięki porannemu spotkaniu ze Słowem słucham innych, by ich wysłuchać, nie zbyć i załatwić to, czego potrzebuję. Wchodzę całym sobą w czas z dziećmi, z żoną. Słowo mnie niesie na cały dzień. W tym codziennym Słowie jest wskazówka na dany dzień, coś do odkrycia.