Kogo mam się lękać? Wyjątkowe rozważanie Psalmu 27

Są takie psalmy, które idą drogą poszukiwania i znajdowania. Zaczynają się od potrzeby i ucisku psalmisty. W trakcie modlitwy pojawia się doświadczenie wysłuchania i ratunku. Zapraszamy do lektury wyjątkowego rozważania Psalmu 27, autorstwa Roberta Spaemanna.

Psalm 27

Pan światłem i zbawieniem moim:
kogóż mam się lękać?
Pan obroną mojego życia:
przed kim mam się trwożyć?

Gdy na mnie nastają złośliwi, by zjeść moje ciało,
wtenczas oni, wrogowie moi i nieprzyjaciele,
chwieją się i padają.

Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz,
moje serce bać się nie będzie;
choćby wybuchła przeciw mnie wojna,
nawet wtedy będę pełen ufności.

 

Bezpieczny u Boga

Są takie psalmy, które idą drogą poszukiwania i znajdowania. Zaczynają się od potrzeby i ucisku psalmisty. W trakcie modlitwy pojawia się doświadczenie wysłuchania i  ratunku. W  poszukiwaniu Boga jest jednak tak, że Poszukiwany jest już obecny. „Nie szukałbyś mnie, gdybyś mnie już nie znalazł” – mówi Bóg u Pascala. U Hegla czytamy podobne słowa: „Gdyby… Absolut sam w sobie i dla siebie nie był już i nie chciał być w naszym posiadaniu, kpiłby sobie zapewne z naszej zasadzki”.

Psalm 27 przedstawia podstawowe doświadczenie wiary w  ustalonym porządku: psalmista wyraża najpierw doświadczenie doskonałego schronienia w Bogu, a następnie wypowiada prośbę. O co może jeszcze prosić ten, kto znalazł schronienie w Bogu? Może prosić tylko o pozostanie w Nim. I ta prośba jest tym gorętsza, im głębiej przeżywane jest szczęście, o które się tu prosi.

Pierwsze trzy wersety psalmu wyrażają podstawowe doświadczenie wiary: bezwarunkowego, nieutracalnego schronienia w  przestrzeni Boga – i  to w  obliczu świata, który w znacznej mierze przemawia przeciwko temu schronieniu. „Złoczyńcy”, „obozy”, „wrogowie”, „wojna” – to wszystko jest przeciwko psalmiście. Brzmi to przesadnie, tak jakby psalmista cierpiał na manię prześladowczą.

 

Wróg tego świata

Dlaczego czuje się przedmiotem tak zaciekłej wrogości? Powodem jest „zażyła przyjaźń”, która wiąże go z Bogiem. „Pan światłem i zbawieniem moim”. Znaczy to: Bóg jest dla mnie „wszystkim”. Światło pozwala nam istnieć w otwartej przestrzeni. Znaczy tyle, co „bycie”. „Noc” z kolei, a więc to, co jest zupełnie nieprzeźroczyste, staje się śmiercią. Bóg jest ratunkiem przed śmiercią: „zbawieniem” – to znaczy Tym, kto daje wierzącemu przyszłość, w której dotrze on do własnej istoty.

Kto całe swoje bycie schronił w ukrytym Bogu, kto swoją „drogę”, swoją ojczyznę ma w  niebie (por. Flp 3,20), ten w nieunikniony sposób staje się wrogiem tego świata, który stara się zachować swoją autonomię. Świat żyje w kłamstwie, ale chce próbować przyłapać na kłamstwie psalmistę.

Tym samym sposób widzenia psalmisty, który wszystko widzi w  świetle Boga, jest w  defensywie – i  to w  obliczu przytłaczających ziemskich sił. Dla psalmisty, który w pełni opiera się na doświadczeniu wiary, te siły nie są jednak przytłaczające. Psalmista nie prosi o  zwycięstwo. „Kogóż mam się lękać?” Jest pewny swego zwycięstwa, dopóki jego życie jest ukryte we wszechmogącym Bogu, dopóki „jest w  tym, co należy do Ojca” (w. 4) (Łk 2,49).

Prosi o to, aby móc tam pozostać. „O jedno proszę Pana… bym w domu Pańskim przebywał po wszystkie dni mego życia”. Kiedy już raz znaleźliśmy schronienie w Bogu, możemy prosić tylko o to, aby tak pozostało: „Dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4).

 

Pewność zbawienia

W dziejach mistyki spotykamy twierdzenie, że raz osiągniętego stanu mistycznego zjednoczenia z  Bogiem nie można już utracić. W  takim stanie człowiek jest pewien swego zbawienia. Łatwo wskazać na rację tego twierdzenia: miłość ze swej natury jest nieskończona. Kochający nie mogą sobie wyobrazić końca ich miłości. W przeżyciu zjednoczenia z niezmiennym Bogiem wydaje nam się, że również to zjednoczenie jest niezmienne. Ale miłość może się skończyć. Kościół odrzucił naukę o  nieutracanym charakterze contemplatio infusa, „kontemplacji wlanej”, uznając ją za herezję.

Również ten, kto głęboko zanurza się w Bogu, nie staje się Bogiem, lecz pozostaje potrzebującym człowiekiem, który codziennie musi prosić o dar pozostawania w tym, „co należy do Ojca”, o to, aby nie wypaść z jedności z Nim. Dlaczego wypadamy z tej jedności? Dlatego, że tracimy „smak tego, co boskie”. Psalmista mówi o „słodyczy Boga”.

Nie ma takiego mistyka, który by nie przeżył ciemności nocy, zaćmienia Boga jako oczyszczenia miłości. Ale częścią tego doświadczenia jest to, że człowiek nie może go chcieć, lecz prosi o  odsunięcie tego kielicha – tak jak sam Jezus (por. Łk 22,42).

Ten, kto doświadczył słodyczy Boga, może tylko prosić, aby nadal mógł jej doświadczać i „stale radować się Jego świątynią”, Chrystusem. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). Ale również inny chrześcijanin, mój bliźni, jest świątynią Ducha Świętego. Również w jego wierze, w jego nadziei i miłości możemy doświadczyć słodyczy Boga.

Doświadczenie słodyczy Boga, radość w  Bogu w  najmniejszym stopniu zależy od nas. Istnieje powolne oddalenie, zanikanie, blednięcie światła. A wówczas nieuniknione staje się poszukiwanie pocieszenia w  innych światłach i błahostkach.

 

Bezpieczny wśród skał

„Ciemna noc” jest oczyszczeniem tylko dla tego, kto gardzi wszelką pociechą, która pojawia się jako namiastka zanikającego światła Boga. Następne wersety mówią o bezpiecznym schronieniu dla (w. 5–7) tego, kto żyje doświadczeniem słodyczy Boga. Nic mu nie zagraża. „Przechowa mnie w swym namiocie”, „ukryje mnie w głębi swego przybytku”, „wydźwignie mnie na skałę” – to obrazy takiego bezpieczeństwa, które sprawia, że człowiek wierzący jest nienaruszalny. W  Kościele dużo mówi się dzisiaj o  „otwarciu na świat”. Psalm natomiast pokazuje głęboką, niedostępną dla świata tajemnicę, w której przebywa człowiek wierzący. Bez niej „otwarcie” byłoby tylko przystosowaniem, rozkładem, solą, która utraciła smak.

Miejscem wierzącego jest niedostępna dla wrogów skała. Kto żyje w  Bogu, ten jest niedostępny dla nieprzyjaciół – niedostępny również w tym sensie, że nie pozwala, aby zaraziło go zło. Nie obcuje z nim „na tym samym poziomie”, ponieważ mieszka „na skale”. „A ta skała to Chrystus” (por. 1 Kor 10,4).

Triumfalizm

Pośród udręk świata człowiek wierzący składa „ofiary radości”, „śpiewa i gra Panu”. Święto wiary, nieustająca ofiara, która jest składana od wschodu do zachodu słońca, celebrowana była zawsze – podczas wojny, w  bunkrach, w  obozach dla jeńców, w  obozach koncentracyjnych.

Wszelkie świętowanie ma swoje źródło w tym święcie, w którym celebrowane jest samo życie. Następne wersety nie relatywizują tego triumfalizmu.

(Dlaczego słowo „triumfalizm” stało się wyzwiskiem? „Tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara” [1 J 5,4] – czy to jest triumfalizm? Regnat a ligno Deus – „Z krzyża króluje nasz Bóg” – mówi hymn Vexilla Regis. Liturgia Wielkiego Piątku jest jednym wielkim „triumfalizmem”). Triumfalizm jest uczuciem, które pojawia się przy spojrzeniu na wywyższonego Pana, naszą „skałę”. Następne wersety ponownie kierują spojrzenie na tego, kto się modli, i na jego potrzeby. Piotr idzie po wodzie, patrząc na Tego, który go woła. Kiedy zaś odwraca spojrzenie od Jezusa, odkrywa, w jak paradoksalnej sytuacji się znalazł, a wtedy zaczyna tonąć i woła: „Panie, ratuj mnie!” (Mt 14,30).

Jest to jak odkrycie Adama i Ewy, że są nadzy. Podobnie w modlitwie modlący się uświadamia sobie swoją conditio humana: siła, która daje mu nienaruszalne bezpieczeństwo, nie pochodzi od niego.

W porównaniu z doświadczeniem absolutnego bezpieczeństwa własna siła okazuje się licha. Stąd radosny okrzyk z wierzchołka skały przechodzi bezpośrednio w wołanie o pomoc.

 

Patrzeć na twarz Boga

O  co prosi psalmista? Prosi właśnie o  to, co z  takim entuzjazmem opiewał w pierwszych wersetach: o bliskość Boga. Psalm ukazuje podstawową sytuację człowieka wierzącego: najgłębsze bezpieczeństwo i zarazem głęboką potrzebę tego bezpieczeństwa, które w każdej chwili pozostaje darem: „Swego oblicza nie zakrywaj przede mną”.

Małe dzieci sądzą, że jeśli zakryją twarz i zamkną oczy, to są niewidoczne. Nie zrozumiały jeszcze, że ludzkie ciało nie tylko wyraża osobę, lecz również pozostaje materialnym przedmiotem w świecie, który jest pasywnie wystawiony na widok publiczny. Bóg – a także zmartwychwstały Chrystus – istnieje poza wszelką pasywnością. Można Go zobaczyć tylko wtedy, gdy On sam się odsłania. Gdy Bóg zamyka swe oczy, to znika z naszych oczu. Wówczas zaś przychodzi noc, nieszczęście i niedola.

Schronienie w Bogu jest patrzeniem w Jego wolne, zwrócone ku nam spojrzenie. Czy Bóg może „ukryć swoje oblicze”? Tak. W Liście do Rzymian św. Paweł wyciąga stąd wniosek: istnieje gniew Boży. Wyraża się on w ukryciu się Stwórcy, przez co cała przyroda staje się niezrozumiała. Musimy szukać Jego oblicza – „z całego serca, z  całej duszy, ze wszystkich sił” (por. Pwt 6,5) – również wtedy i właśnie wtedy, gdy już Go znaleźliśmy. Tak, możemy Go szukać, ponieważ już Go znaleźliśmy. A znaleźliśmy Go dlatego, że On się nam ukazał. Werset 10 wyraża pewność bycia wysłuchanym, gwarancję Bożej wierności. Ojciec i matka mogą się zaprzeć swego ojcostwa i macierzyństwa, Bóg nie, gdyż „On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2,13).

Bezpieczny i wciąż proszący o bezpieczeństwo

Nie ma takiego odwrócenia się Boga, które miałoby przyczynę w Nim samym. Bóg jest miłością. Ojciec i matka są nam dani jako obraz, dzięki któremu poznajemy, jaki jest Bóg. Ten obraz jest jednak ograniczony. Nie spełnia tego, co obiecuje.

To Bóg spełnia obietnice, którymi są te obrazy. Następne wersety raz jeszcze wyrażają prośbę o ratunek. Cały psalm jest nieustannym wdechem i wydechem: spokojna, radosna pewność, schronienie w  Bogu – a  potem ponowne szukanie Jego oblicza, błaganie o  ratunek. Ten dwoisty charakter stanowi o conditio christiana. Na czym polega ratunek?

Prosimy o  prowadzenie „Twoją drogą”. Jak wiemy z  pierwszego psalmu, to właśnie jest ratunek: „Pan zna drogę sprawiedliwych” (Ps 1,6). Kto idzie drogą, którą przygotował dla niego Bóg, ten został uratowany – wszedł w  Bożą perspektywę: „Wierzę, iż będę oglądał dobra Pańskie w ziemi żyjących”. Przemoc – oddziaływanie mechaniczne, ograniczenie z zewnątrz – fałszywe świadectwo, zewnętrzna perspektywa naszej egzystencji, w  której jesteśmy tylko przedmiotem, o którym się mówi, a nie żywą istotą, z którą się rozmawia – tej materialistycznej redukcji człowieka do tego, co martwe, psalmista przeciwstawia perspektywę „krainy żyjących”. Królestwo Boże jest królestwem życia, twórczości, stawania się, nowości, wymiany żywych „światów wewnętrznych”. Wszelkie „dobra Pana” należą do tego królestwa życia.

 

Łaska umacnia wolność

Ostatni werset jest właśnie takim wyrazem twórczego życia, zachętą skierowaną do samego siebie: „Ufaj Panu, bądź mężny, niech się twe serce umocni, ufaj Panu!”. Jak można dodać sobie mocy? Przez zaufanie do źródła wszelkiej siły. Ale źródło to nie jest mechaniczne, ponieważ jest dawcą życia. Życie – wedle definicji Greków – jest „ruchem samoistnym”. Jeśli Bóg nas porusza, czyni to w ten sposób, iż sprawia, że możemy poruszać sami siebie. Łaska nie omija natury. Obejmuje i  wzmacnia samą wolność.

Moc, którą wypełnia nas Bóg – „Duch dający życie” – jest mocą, dzięki której możemy przyjąć życie i  żyć wraz z  innymi istotami żyjącymi. Ponieważ Bóg daje życie, to daje je tak, że zarazem dajemy je sobie sami.

Stąd właśnie biorą się owe słowa, które na zakończenie psalmista kieruje do samego siebie. Bóg chce, abyśmy my chcieli. Dlatego mówić do siebie przed Bogiem, patrząc na Niego, znaczy również: modlić się. Taka modlitwa jest zwieńczeniem Psalmu 27.