Modlitwa na nieudane trudne dni…

Jak trudno wtedy modlić się! Mamy ochotę porzucić wszystko, i otoczenie, i siebie samego; właśnie wtedy modlitwa jest nam niezmiernie potrzebna, ale nam się nie chce lub nie umiemy znaleźć ani słów, ani samego nastawienia, mimo że to jedyne lekarstwo.

Kiedy się okazuje, że nie mam racji!

 

Panie, jak to trudno! Po prostu mam przyjąć, nie szukając jakiejś wymówki, jakiegoś wytłumaczenia: że mnie źle zrozumieli, że chciałem powiedzieć co innego. Mam się zgodzić, że się mylę, i często nawet, Panie, uwolnij mnie od obawy, że otoczenie zobaczy, że źle zrobiłem.

Będę szczery. Tak, przyznam, że głupstwo popełniłem; lepsze to niż wykręty. Sam, Panie, powiedziałeś: Niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie. Co nadto, od złego pochodzi (Mt 5, 37). Aby to stosować w praktyce, muszę się zachować po męsku; dziecinady w moim wieku nie można tolerować. Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, czułem jak dziecię, myślałem jak dziecię; kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce (1 Kor 13, 11). "Panie, dobrze, żeś mnie upokorzył".

Właściwie troszczę się o to, co inni pomyślą, zapominając, że ważne jest to, czym jestem przed Tobą. Niczym nie jestem, ale wiem jedno: że spojrzysz na mnie z Twą nieskończoną miłością.

Kiedy mam dość swego otoczenia!

 

Często się zdarza, że ludzie mnie męczą, ci, których nazywam braćmi, siostrami. Bracia moi, siostry moje stanowią ludzki kontekst, w którym się poruszam, ale oni nie zawsze są zabawni! Oni są tak inni, odmienni ode mnie, i każdy – choć może nie zdaje sobie z tego sprawy – narzuca mi swój temperament. Lecz muszę go szanować i jego osobę, i jego sposób myślenia, i jego manie lub czasem jego dziwactwa. Ale to nie wszystko! Panie, pod tym względem jesteś niezmiernie wymagający i Twój umiłowany uczeń Jan, a także św. Paweł upominają, że mamy się wzajemnie miłować. Panie Jezu, oto Twoje przykazanie, i jeżeli go nie spełniam, jestem obłudnikiem; sama pobożność moja to kpina. Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą; albowiem, kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20).

To jasne. Nie ma żadnych wykrętów. Może w moim sercu nie ma wyraźnej nienawiści, ale przed Tobą, Panie, muszę przyznać, że roi się tam od nieprzychylnych uczuć, antypatii, uraz. Mam ochotę zamknąć drzwi mego serca.

Owszem, z paroma ludźmi jest mi łatwiej, porozumiewamy się, to nam wygodne, ale inni! Ktokolwiek puka do drzwi, powinienem go przyjąć nie chłodno, ale serdecznie, jak gdybym na niego czekał. Niestety, zbyt często zapominam, żeś powiedział: Jeżeli miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? (Mt 5, 46). Nie umiem rozpoznać w każdym, kogo spotykam, Twego oblicza.

Panie, pomóż mi, abym się nie zamykał przed innymi. Może oni potrzebują tylko mego uśmiechu. Pomóż mi przezwyciężyć egoizm, który króluje we mnie, pomóż mi zapomnieć o sobie. Czytam w Ewangelii, że tłumy szły za Tobą. One Cię otaczały, biedni i chorzy, dzieci i starcy, nawet grzesznicy. Oni przychodzili do Ciebie dzień i noc. Naucz mnie zachować serce stale otwarte, bym mógł zrozumieć innych. Nadto oświeć umysł mój, abym sobie jasno uświadomił, że ja też mam temperament, swój sposób myślenia i że bez wątpienia nieraz muszę porządnie działać innym na nerwy. Słusznie powiedział św. Paweł: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe. Niech każdy bada własne postępowanie… (Ga 6, 2. 4).

Kiedy wiara we mnie się zaćmiewa

 

To chodzenie po nocy ma coś nużącego. Nic nie widzę, chodzę jak ślepy. Gdyby to trwało tylko chwilę, można by znieść, ale dni, miesiące, lata mijają. Podobno Teresa z Liesieux przeżywała taką ustawiczną noc! Panie, stale powtarzasz w Ewangelii: "Jeżeli wierzysz, będziesz uzdrowiony". Wszystko możliwe jest temu, który wierzy (Mt 6, 22). Wierzyć! Oto warunek zbawienia. Ale mam wrażenie, że wiara moja porusza się mechanicznie, z przyzwyczajenia, nieraz boję się, że to tylko puste słowo.