Panie Jezu, jest pewien problem: Temat nowej ewangelizacji coraz intensywniej występuje w wypowiedziach Ojca Świętego, biskupów, w dokumentach Kościoła, w środkach społecznego przekazu. Przyznajemy: sprawa jest bardzo poważna. Nie ma wątpliwości, że więcej i więcej ludzi oddala się od Kościoła i od Ciebie. Dotyczy to krajów i narodów od setek czy nawet tysięcy lat ochrzczonych; z coraz większym niepokojem obserwujemy narastanie tego zjawiska także w Polsce, głównie w młodym pokoleniu – choć nie tylko. Coraz częściej nie ma już księdza, tylko jest „pan”, nawet jeżeli zamiast „Dzień dobry” pozdrawia energicznym „Szczęść Boże!”; nie ma siostry zakonnej, tylko jest „pani”; w biurze parafialnym padają słowa: „Ja płacę, więc mam prawo wymagać” oraz „Kościół tylko wszystko ludziom utrudnia – nic dziwnego, że ludzi ubywa!” Na emigracji – w Wielkiej Brytanii – ci, którzy pozostają wierni wyznają, że w miejscu pracy są przez swoich rodaków wyśmiewani, gdy się wydadzą, że po staremu idą w niedzielę na Mszę świętą.
Widzimy to wszystko, Panie, i czujemy, że coś trzeba zacząć robić, tylko – no właśnie, co? Dzwony biją po staremu, wzywając na nabożeństwa, wisi plakat z podanym programem Mszy świętych i zaproszeniem na festyn parafialny z grillem i fajerwerkami, był niedawno koncert organowy (trochę mało ludzi przyszło – niech żałują, ich strata), zaplanowany jest jeszcze występ grupy raperskiej, bo do młodzieży trzeba takim językiem przemawiać… To chyba dużo, prawda? Bo to się dzieje oprócz normalnej pracy duszpasterskiej – udzielanych sakramentów, katechizacji. Tak nas nauczono w seminarium, w zakonie…
Nie, nie, to nie chodzi o to, że nie chcemy się zaangażować w tę powtórną ewangelizację. Będziemy mieli na ten temat sympozjum, będą socjologowie opisujący rzeczywistość taką, jaka jest, i będą teologowie mówiący o tym, jak być powinno. Zamówiliśmy też dużo długopisów i baloników z napisem: „Dobra Nowina – On cię kocha!”. To będzie dopiero widowisko, gdy tyle baloników ruszy w górę! Zwłaszcza małym dzieciom powinno się podobać, a jeżeli im, to również ich mamom.
I na dużo więcej, szczerze mówiąc, nie będzie już czasu i sił. W końcu tydzień ma tylko siedem dni, a właściwie sześć, bo przecież przysługuje mi jeden dzień wolny (gdzieniegdzie nawet uściślają, że dzień i noc). Następnie potrzebuję siłowni, bo mam za mało ruchu i wysoki cholesterol. Kolegów też trzeba odwiedzić, to takie ważne: budowanie wspólnoty. Jak konkretnie? Nie ma specjalnie o czym mówić, zresztą Ty wszystko wiesz, Panie… Jesteśmy tylko ludźmi… Musimy zadbać sami o siebie, bo nikt za nas tego nie zrobi. I w końcu coś nam się od życia należy, prawda? Taka jest moja wizja życia, ja tak widzę moją samorealizację. Dyspozycyjność? Wyrzeczenie? Być dla innych – no przecież jestem, według grafiku wiszącego w biurze. Na mieście nie ma co się afiszować, że jestem kapłanem – to takie krępujące, zobowiązujące, jestem cały czas spięty, wszyscy na mnie patrzą, szepcą coś do siebie, małe dzieci pokazują palcem i wołają: „Mamo, Bozia!” Mam też prawo do prywatności. To nie te czasy…
A więc, Panie Jezu, jeżeli oczekujesz ode mnie czegoś innego, nowego, wychodzącego poza i ponad to, do czego się przyzwyczaiłem, to sorry – na mnie za bardzo nie licz. Nie wiem jak, nie wiem gdzie, nie bardzo wierzę, że coś się uda, boję się, czuję dyskomfort. Nie rób ze mnie współczesnego Jonasza, nie posyłaj mnie do Niniwy – nie czuję się wystarczająco silny.
Albo… niech prawdziwe staną się Twoje słowa: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12,49) Niech ogień Twojego Ducha Świętego spadnie na mnie, napełni, rozpali! Niech ożyje we mnie Twoje słowo: „Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. [Stanie się to] przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane (…) Sam zaś ćwicz się w pobożności! Bo ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda; pobożność zaś przydatna jest do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść. (…) Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez włożenie rąk kolegium prezbiterów” (1 Tm 4,1.7n.14).
Panie, niech wypełni się we mnie Twoje przykazanie, dane przed tysiącami już lat tym, którym się objawiłeś i których powołałeś: „Słuchaj, Izraelu: Pan jest naszym Bogiem, Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił swoich. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu.” (Pwt 6,4-7). Amen.
Ks. Tomasz Sielicki SChr
generał chrystusowców
przewodniczący KWPZM