Rachunek sumienia – wskazówki świętych…

Popatrz na siebie oczami Chrystusa – sposób świętego Bonawentury i świętej Teresy Benedykty od Krzyża

 

Na początek myśli świętego Bonawentury z Bagnoregio i świętej Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein. Bonawentura miał duży wpływ na kształtowanie się zakonu franciszkańskiego, który próbował przetłumaczyć myśl świętego Franciszka na język średniowiecznej filozofii i teologii. Propagował rodzaj medytacji nazywany contuitio. Była to próba zrozumienia rzeczy czy relacji do osoby przez Boga. To modlitewne spojrzenie i zrozumienie jej niejako oczami Chrystusa na tyle, na ile to możliwe. Święta Edyta Stein, wybitna mistyczka i filozofka, również zachęca do medytacji, która ma pomóc odkryć sens wydarzeń. Używa jednak innych pojęć, bo żyła w innych czasach. Proponuje włożyć pewien film z naszego życia w projektor Ewangelii i odczytać to wszystko w świetle tych ksiąg. Podaje ona dość drastyczny, ale wymowny przykład medytacji nad nożem. Może on służyć do krojenia chleba lub do uderzenia i zadania bólu, rany. Tym samym narzędziem możemy czynić dobro i zło. Pięknie mówi też o posłuszeństwie wobec rzeczy, czyli odkrywaniu zamysłu Boga związanego z danym przedmiotem lub sytuacją. Odkrycie tego zamysłu sprawia, że wiem, jak odpowiednio z niego korzystać.

Częstotliwość i model rachunku sumienia warto przedyskutować z naszym kierownikiem duchowym. Są modele, które proponują dwa, a nawet trzy rodzaje rachunku dziennie. Ale są i takie, które przesuwają go trochę w czasie. Dobrym odcinkiem czasowym jest tydzień. Choć jesteśmy bardzo zabiegani, potrafimy wykroić z naszego życia 30-45 minut na spokojną medytację. Nazywam go modelem serialowym, bo każdy z nas cały czas kręci serial, który nazywa się „Moje życie”, a raz na tydzień siada z Bogiem i przegląda, co się zdarzyło. Szukam nie tylko tego, co było złe, czyli grzechów. Przyglądam się i widzę też jasne punkty, kolory – dobro. Jestem świadomy, że tam, gdzie pojawiło się dobro, tam jest współpraca z Bogiem, dobrze odpowiedziałem na Jego wezwanie. Warto dobro zobaczyć i się nim cieszyć. Warto również przemyśleć dobro, w którym uczestniczyliśmy, zwłaszcza gdy ono się powtarza. Jeżeli często ktoś prosi nas o modlitwę, to może Bóg zaprasza mnie do modlitwy wstawienniczej. Pamiętajmy, że charyzmaty są dane wszystkim, żebyśmy sobie nawzajem w Kościele służyli. Być może w ostatnim czasie szczególnie ciągnie mnie do czytania Pisma Świętego. Albo widzę, że często sięgam po słowo Boże, potrzebuję go. Warto się nad tym zastanowić i zapytać spowiednika, co mogę zrobić, gdzie poszukać pomocy. Oczywiście nie opowiadamy o tym, co dobre, w konfesjonale, bo spowiednik może być zaskoczony lub nawet zdziwiony. Warto jednak za to Bogu podziękować. Może warto zakończyć wyznanie grzechów pytaniem o to, jak rozwijać odkryte w życiu konkretne dobro.

Zwracajmy też uwagę na grzechy, ciemne kolory. Szczególnie te, które się powtarzają. Najpierw popatrzmy, czy nie ma wśród nich grzechów ciężkich, śmiertelnych, które szczególnie naruszają jedność z Bogiem i Kościołem. Mogą pojawiać się lekkie, które się powtarzają, jak choćby regularne kłótnie z mężem czy zbywanie modlitwy. Trzeba nie tylko wyznać te grzechy, ale poszukać remedium. Jeśli chodzę do spowiedzi regularnie, co trzy czy cztery tygodnie, warto zrobić sobie krótkie notatki. Przed spowiedzią przejrzę kilka z nich, po tygodniowych rachunkach sumienia, i łatwiej będzie mi to objąć, jeszcze raz wzbudzić żal za grzechy i podziękować Bogu za wszelkie dobro.

Tak regularnie przeprowadzony rachunek sumienia staje się już nie tylko koniecznym warunkiem dobrego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania, ale także medytacją historii zbawienia, którą jest moje życie. Uczę się wtedy odkrywać coraz bardziej Boga działającego w moim życiu. Uczę się także, że Bóg przez powtarzające się sytuacje może chce mnie czegoś nauczyć. Niedoskonałości mogą mnie mobilizować do poprawy. Często Bóg działa nawet przez kogoś bliskiego, na przykład męża, czego nigdy byśmy nie przypuszczali. Mój tata opowiadał kiedyś z dużym humorem, że po tylu latach bycia mężem nagle odkrył, że Bóg mówi do niego przez teściową. Babcia w trudnych sytuacjach mówiła: „Tomek, pomódl się!”. Ojciec początkowo reagował nerwowo. „Modlić się, modlić się, a tu trzeba działać, zmieniać!” – mówił, uważając, że brak działania oznacza uciekanie od odpowiedzialności. W końcu zrozumiał, że może robić jedno i drugie. Może się pomodlić i robić. Pojął, że jak się pomodli, to działania są mądrzejsze.

 

Pięć słów do rachunku sumienia – sposób Matki Teresy z Kalkuty

Drugiego modelu rachunku sumienia można uczyć się od świętej Matki Teresy z Kalkuty. Kiedy była w Polsce, spotkała się z wolontariuszami i mówiła, że w dłoni może znaleźć się streszczenie całej Ewangelii. Pięć palców jest jak pięć słów, które można odczytać tak: „to-ty-dla-mnie-uczyniłeś”. To nawiązanie do sceny z 25. rozdziału Ewangelii Mateusza, gdzie Król – domyślamy się w nim figury Boga – mówi: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Patrząc na naszą dłoń i przypominając sobie te pięć słów, spokojnie można zrobić rachunek sumienia. Najpierw można pomyśleć: „Boże, co Ty dla mnie uczyniłeś, co w tym ostatnim czasie mi dałeś?”. Dalej warto zastanowić się, co ja uczyniłem dla Niego, obecnego w moich braciach. Do zrobienia dobrego rachunku sumienia czasami wystarczy dłoń i wiara lub wiara i dłoń.

W rachunku sumienia mogą nam pomóc teksty biblijne. Jeżeli mamy swoje ulubione, dzięki którym łatwiej nam odczytać historię naszego życia w perspektywie moralnej, to trzeba z nich korzystać. Można podać kilka przykładów, chociażby fragmenty Kazania na górze, Hymn o Miłości z Pierwszego Listu do Koryntian czy katalogi występków z Listu do Galatów. Nie warto eksperymentować na siłę, ale jeżeli ktoś przeżywa trudności i czuje, że rachunek mu nie służy, trzeba poszukać innej formy i zapytać spowiednika. On, znając nas, na pewno pomoże wybrać tekst czy gotową formułę, która okaże się pomocna.

Jakąkolwiek metodę rachunku sumienia przyjmiemy, ma on się kończyć dziękczynieniem za dobro, które mogliśmy dzięki Bogu uczynić, i żalem za grzechy. Po wielu latach ktoś może zda sobie sprawę: „Panie Boże, ta teściowa nie jest taka zła. Trzy razy w tygodniu robi mi świetną zupę, jak wracam z pracy, gdy żony nie ma”. I nagle ktoś przeżywa jedno z odkryć swojego życia: Bóg działa przez teściową, działa na moje życie. Ktoś inny odkrywa, idąc na spacer z psem: „Odezwałem się po pięciu latach do mojego sąsiada i wcale się nie okazał gburem, jak przypuszczałem. Co więcej, sympatycznie porozmawialiśmy, co za radość! Może warto będzie go zagadywać częściej”. Przy grzechach warto się zastanowić, które sytuacje im sprzyjają i z czego wynikają. Zastanówmy się, jak można im przeciwdziałać. Jeżeli widzę, że każde wieczorne utknięcie przed telewizorem kończy się tym, że zwykle nie mam czasu na porządną modlitwę i taka sytuacja się powtarza, to warto albo odmawiać modlitwę przed oglądaniem telewizji, albo je skrócić. Dobrze jest nie tylko wymienić grzech czy uznać słabość, ale również poszukać rozwiązania.

Często grzechy nie są wielkie. Są tak obrzydliwie małe, a jednak ciągle nas wywracają. Rachunek sumienia często nam to pokazuje: „Miałem się na tę osobę nie wkurzać i znowu nie wytrzymałem. Miałem się nie objadać, ale ktoś zrobił coś pysznego i znowu przekroczyłem granicę. Miałem nie obmawiać, ale ktoś przyszedł i się zaczęło”.

Mnichom też się zdarza plotkować. Kiedyś jeden z moich współbraci misjonarzy mnie zaskoczył. Zrobił mi lekcję pokazową walki z plotkowaniem. Przyjechał kiedyś z Afryki na wakacje, przyszedł do mnie i powiedział: „Powiedz mi, co się w prowincji dzieje, bo mnie tyle lat nie było”. Opowiadałem mu więc dobre i złe rzeczy. Po dwóch godzinach spokojnego słuchania mnie i zadawania pytań powiedział: „Jordan, chodź teraz, pomodlimy się za nich wszystkich, za tych braci, żeby to nie była obmowa”. Ależ to była katecheza! Zapamiętałem to do dzisiaj…