„Sztuka czytania Biblii”

Jak czytać Pismo święte? Pismo Święte jako księga życia. Biblia jako życiorys Boga. Nieznajomość Pisma Świętego nieznajomością Chrystusa, a w konsekwencji – nieznajomością człowieka i tego, jakim pragnie go Bóg. Chrystus jako ikona człowieka.

Współczesny człowiek jest zagubiony. Szuka autorytetów, które wcześniej sam zniszczył. Pragnie spotkać w swoim życiu prawdziwych mistrzów, który nie zawsze docenia. Łaknie mądrości, która zapewni mu szczęście, a wybiera tandetne filozofie, które tylko go utwierdzają w bylejakości. Wystarczy wejść do pierwszej z brzegu księgarni, by przekonać się, jak ogromny jest obecnie rynek poradników życiowych. Tytuły, które biją po oczach, zdają się sugerować, że przed człowiekiem nie ma żadnych problemów, by osiągnąć szczęście, powodzenie, sukces, spełnienie. A jednak lektura kolejnych książek mających prowadzić do sukcesu staje się swoistym narkotykiem, który zamiast rozwiązywać trudności życiowe, tylko uśmierza ich ból, a zarazem go podsyca, by odczuć potrzebę szukania kolejnej ludzkiej mądrości.

W zalewie tej ludzkiej wiedzy, filozofii, mądrości ginie gdzieś z oczu Pismo Święte i jego mądrość życiowa. W tym kontekście wciąż wracam do testamentu, jaki Roman Brandstaetter otrzymał od swojego dziadka:

„Będziesz Biblię nieustannie czytał. Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz… A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi…”

Czytać Biblię, gdyż w niej cała mądrość, nie ludzką, lecz Boża. Stąd pytanie: jak czytać Pismo Święte?

1. Po pierwsze, czytać

Gdy bierzemy do ręki Pismo Święte, często już w punkcie wyjścia jesteśmy przekonani, że jego lektura przekracza nasze możliwości. Obraz świata zawarty w Biblii odbiega od współczesnego postrzegania zjawisk przyrodniczych. Mowa jest o ludziach, którzy żyli w zupełnie innym kontekście historycznym i kulturowym. Dochodzi do tego język i styl wypowiedzi odmienny od obecnego posługiwania się językiem. Stąd już blisko do stwierdzenia, że Pismo Święte nie jest dla mnie.

Przypominam sobie, jak w trakcie studiów na Papieskim Instytucie Biblijnym rozmawialiśmy kiedyś z kolegami o tym, jak w przyszłości będziemy prowadzili wykłady z Pisma Świętego. Jeden z kolegów powiedział, iż nie wyobraża sobie wykładania Starego Testamentu klerykom nieznającym języka hebrajskiego, w którym te teksty zostały napisane. Ktoś z nas przytomnie zauważył, iż takie stawianie sprawy jest niewłaściwe. Bo wystarczy popatrzeć na Ewangelię. Oto za Jezusem idą tłumy ludzi. Słuchają Jego słów i rozumieją je, mimo że nie mieli za sobą żadnych studiów językowych, ba, często byli niepiśmienni. A mimo to, słowa Jezusa wywołują w nich żywą reakcję, z podziwem podkreślają, iż Chrystusowe słowa nie są podobne słowom faryzeuszy, lecz są pełne mocy i władzy. Nie zawsze się zgadzają ze słowami Jezusa, nigdy jednak nie pozostają wobec nich obojętni. Jak to jest możliwe?

Tu dochodzimy do kwestii słuchania słowa Bożego. Od czego ono zależy, od jakiego organu ludzkiej percepcji? Myślimy w pierwszym odruchu oczywiście o uszach, ale dla starożytnych tym właściwym organem słuchania było serce. Bo w słuchaniu nie chodzi tylko o rejestrację zwerbalizowanych dźwięków. Nie chodzi tylko o zrozumienie tego, co się słyszy. Stawka jest znacznie wyższa. Odkryjemy to, gdy przywołamy różne obrazowe przedstawienia ludzkiego serca jako organu słuchania.

Często pojawia się obraz serca kamiennego. Co oznacza ta metafora? Mówi ona o śmierci serca. Serce Nabala, męża Abigail, skamieniało, czyli przestało bić (por. 1 Sm 25,37). Serce skamieniałe nie jest zdolne do podjęcia się jakiejkolwiek akcji, w tym również czytania.

Dlatego też zasadniczą sprawą jest serce żywe, które zacznie w ogóle lekturę Pisma Świętego. Zanim nastąpi jego interpretacja, zrozumienie, potrzebne jest – jako warunek nieodzowny – samo czytanie Pisma Świętego.

Często nasze serce jest skamieniałe, gdyż nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, co może się stać w trakcie lektury. Stąd paraliż serca, które nie chce ryzykować. Bo trzeba by coś zmienić, spojrzeć inaczej, nawrócić się. Bezpieczniej jest pozostać przy tym, co znane. Do tego ludzkie serce chce wszystko kontrolować. A zatem chce również panować nad tekstem Biblii, wszystko w nim zrozumieć, nadać mu sens, powiedzieć mu, gdzie są granice jego oddziaływania na ludzkie życie. I zapominamy, że to słowo jest żywe, jak ogień, którego nie można ogarnąć, wtłoczyć w ludzkie schematy myślenia, narzucić mu znaczenie. Doświadczył tego prorok Jeremiasz: chciał stłumić w sobie żar słowa, ale nie mógł go opanować (por. Jr 20,9).

Dlatego też pierwszym warunkiem lektury Pisma Świętego jest podjęcie się czytania. I to czytania aktywnego. W jakim sensie?

Z ołówkiem w ręku – nie bać się podkreślać w Biblii słów, zdań, które do mnie przemówiły, zaskoczyły, wydały mi się być ważne dla mojego życia. Nie wstydzić się, że tekst biblijny będzie pokreślony, że na marginesie pojawią się uwagi. To dowód, że czytamy. A zobaczymy, jak później będziemy wracali do tych miejsc, jak w nich będziemy się odnajdywali.

I to drugi element tej lektury – powracające czytanie. Czytać wciąż na nowo. Powracać do zdań, które już przeczytaliśmy. Powtarzać je sobie, zapamiętywać. By te słowo Boże w nas wchodziło, w nas znajdywało przestrzeń zamieszkania. Słowa Biblii będą nie jeden raz nas zaskakiwać, niepokoić, wydawać się będą niezrozumiałe. Ale tym bardziej trzeba do nich powracać, by wreszcie przemówiły do nas całą swą mocą.

Roman Brandstaetter wspomina swojego pierwszego nauczyciela Pisma Świętego:

„Pobożny Żyd otwierał tekst Biblii, całował ją i cichym, znużonym głosem kazał mi je czytać. Potem przeczytany fragment musiałem niezliczoną ilość razy głośno powtarzać, aż cały werset wbił się w moją pamięć jak gwóźdź w twarde i oporne drzewo dębowe. Raz odważyłem się powiedzieć:
– Ależ ja tego nie rozumiem.
Odpowiedział:
– Nie rozumiesz? Nie chodzi o to, żebyś rozumiał. Chodzi o to, żebyś pamiętał”.

Dlaczego tak ważna pamięć? Tylko w ten sposób słowo Boże może zamieszkać w człowieku, zostać przez niego przyswojone, tak że zaczyna działać w jego wnętrzu, kształtować jego wybory, staje się częścią jego myślenia, mówienia i działania.

2. Po drugie, przyjąć słowo

Odsłania się przed nami rola serca przy czytaniu Pisma Świętego. Pozostajemy cały czas na poziomie metafory, ale doskonale wyczuwamy, co znaczy stwierdzenie, że trzeba słuchać sercem.

U proroka Jeremiasza pojawia się obraz serca, które jak płyta kamienna jest zapisana przez ludzkie grzechy (por. Jr 17,1). W takim sercu nie ma miejsca na słowo Boże, na Torę. Serce kamienne u proroka Ezechiela jest synonimem niesłuchania człowieka, oporu człowieka wobec Bożego słowa. Pan Bóg zapowiada, że udzieli Izraelowi w przyszłości serce z ciała, które będzie wrażliwe na głos Boga, zdolne do uczuć, poruszeń, niezaspokojone w miłości.

Te różnorodne stany i postawy ludzkiego serca są również obecne pośrednio w przypowieści Jezusa o siewcy i ziarnie (Mk 4,1-20), która to w istocie opowiada o Jezusie głoszącym słowo i o ludzkim odbiorze tego słowa. Oto siewca wyszedł siać. Los ziarna jest różny. Jedno ziarno padło na drogę i zostało zaraz wydziobane przez ptaki. Jedno ziarno padło na miejsce skaliste i gdy wzeszło, uschło z powodu braku gleby. Jedno ziarno padło między ciernie, które, gdy wyrosło, zaraz je zagłuszyły. Wreszcie inne ziarna padły na glebę żyzną i wydały plon – jedno trzydziestokrotny, inne sześćdziesięciokrotny, jeszcze inne stokrotny.

Sam obraz zasiewu wydaje się zdradzać niewiedzę siewcy w gospodarowaniu na roli. Szokuje marnotrawstwo w tym zasiewie. Ale trzeba mieć przed oczami warunki uprawy w tamtym czasie w Palestynie, gdzie ziarno było wysiewane późnym latem, kiedy to ziemia była całkowicie spalona i nie sposób było rozróżnić między miedzą a polem. Dopiero po zasiewie, gleba była spulchniania i stawało się jasne, co w sobie kryła. Jezus nie ma jednak zamiaru pisać podręcznik uprawy zbóż. Zwraca uwagę na stan serca tych, którzy słuchają słowa Bożego. Ta różna gleba to zapis postawy, jaką przyjmuje ludzkie serce wobec słów Pisma.

• Droga jest obrazem tych osób, które jednym uchem wpuszczają słowo Boże, by zaraz drugim je wydalić. Są zupełnie niezainteresowani słowem Boga, nie ma w nich żadnej refleksji, zatrzymania, reakcji.
• Miejsce skaliste oddaje postawę tych osób, które z entuzjazmem i zachwytem przyjmują słowo Boże, ale brak w nich właściwego podglebia – atmosfery, warunków dla wzrostu tego słowa.
Stereotypowy obraz żony suszącej mężowi głowę po tym, jak wraca pijany do domu. Żadne z wypowiedzianych wtedy słów nie ma szansy dotrzeć do niego, bo jest on zupełnie bez świadomości.
• Ciernie zagłuszające słowo to aluzja do pokus, pragnień, jaki kryje w sobie ludzkie serce. One to biorą górę na Bożym słowem, które jakby przegrywa z tym, co bardziej hałaśliwe, zmysłowe, zaspokajające doraźnie ludzkie potrzeby.
• Wreszcie żyzna gleba. Nie jest ona bliżej zdefiniowana. Pojawia się tylko wspomnienie plonu, jaki wydaje w niej zasiane ziarno. Cała uwaga jest zwrócona na owocowanie ziarna w ziemi. Jak to ma się do czytania, słuchania Pisma Świętego?

By ziarno słowa Bożego mogło wydać plon w życiu człowieka, nie wystarczy tylko to słowo usłyszeć i zrozumieć. Potrzeba jeszcze temu słowu się poddać, zawierzyć, być posłusznym, by to moja osoba, postawa, życie stało się owym plonem, dla którego Bóg skierował je do mnie.

3. Po trzecie, umiłować Słowo

Ktoś powie, że jest to wciąż coś bliżej nieokreślonego. Skoro jednak mówimy o słowie jako ziarnie, trzeba przywołać jeszcze jeden obraz ziarna, którym posługuje się Jezus. W kontekście bliskiej już godziny krzyża mówi o ziarnie pszenicznym: „Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy ziemię nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. Kto zaś chciałby mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie ja jestem, tam będzie i mój sługa” (J 12,24-26). Powyższe słowa doskonale wpisują się w kontekst dzisiejszego święta Podwyższenia Krzyża Świętego. U synoptyków podobne słowo Jezusa pojawia się przy okazji zachęty do dźwigania krzyża. Rzeczywiście, krzyż Chrystusa jest znakiem potwierdzającym prawdę słów Jezusowych o konieczności obumarcia ziarna, by wydać życie. Krzyż, który jest drzewem życia, drzewem miłości.

Jezus zgadzając się na drogę krzyża w swoim życiu, jest posłuszny woli Ojca. Paradoks: Jezus jest Odwiecznym Słowem Ojca, jest Słowem Wcielonym, sam głosi słowo, ale równocześnie czyni się pierwszym słuchaczem słowa swego Ojca. I sam nam pokazuje, co znaczy słuchać słowo Pisma. Po rozmowie z Samarytanką wyjawia swoim uczniom, iż Jego pokarmem jest pełnić wolę Ojca (J 4,34). W polemice z Żydami Jezus podkreśla, iż „nie szuka własnej woli, lecz woli Tego, który Go posłał” (J 5,30). „Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8,29). Pełnienie woli Ojca nie jest dla Jezusa jakąś koniecznością, wobec której nie można uciec, nie jest biernym poddaniem się temu, co jest Mu pisane. Jezusowemu posłuszeństwu towarzyszy chęć działania. Jezus przyjmuje wolę Bożą jako swoją, z nią utożsamia całe swoje życie, przyjmuje pełnienie jej do końca jako jedyne swoje zadanie. Pełnienie woli Ojca jest najgłębszą motywacją Jego życia.

Wolą Boga Ojca jest objawienie miłości wobec całego świata, jest pragnienie zbawienia każdego człowieka. To dokonuje się w tajemnicy krzyża, w tajemnicy obumarcia Chrystusa, które niesie życie.

W perspektywie czytania Pisma Świętego Jezus pokazuje nam, jak ważną rzeczą jest zawierzenie się słowu Biblii, które nie jest ludzkim słowem, lecz stanowi zapis woli Bożej. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał” (J 3,16). Logika tej miłości odbiega od ludzkich wyobrażeń miłości – łatwej, szybkiej, bez zobowiązań, działającej jak narkotyk. W tej Bożej miłości kluczową sprawą jest uniżenie się, obumarcie, zrezygnowanie z siebie, by uczynić więcej miejsca dla drugiego, by ofiarą z siebie umożliwić mu życie, rozwój, powodzenie. W niezwykły sposób zapisuje to Paweł w Liście do Koryntian: „Znacie bowiem łaskę Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was swoim ubóstwem ubogacić” (2 Kor 8,9). A zatem uniżenie się Chrystusa nie tylko po to, by dostąpić wywyższenia, ale by obdarzyć sobą człowieka i w ten sposób doprowadzić go do pełni życia.

Jest w nas lęk nie tyle przed krzyżem, co przed miłością krzyża, jak pisał ks. Jan Twardowski:

Miłość przychodzi odchodzi
jest z nami nagle jej nie ma
może do lasu pobiegła całować podlotki drzewa
czemu nie siądzie przy stole
pobędzie dłużej posłucha
– Ach ten lęk że się kochamy
skoro miłość miłości szuka.

Ta perspektywa Bożej miłości jest ważna przy lekturze Pisma Świętego. Bo w końcu Biblia przynosi zapis historii Bożej miłości względem świata i człowieka. Trzeba nam czytać Biblię, by w tej historii się zanurzyć, by doświadczyć jej na sobie, by w nią uwierzyć. W tej lekturze odnajdujemy też siłę dla naszej ludzkiej miłości. Nie jesteśmy sami wobec trudności, cierpienia, pokusy. Jest z nami Chrystus. I On nas pociąga z wysokości krzyża do siebie. Byśmy stali się Mu podobnie w naszej miłości. „Jeżeli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować” (1J 4,11). Boża miłość uzasadnia przykazanie miłości. Dar, który pobudza do obowiązku miłości. Łaska, która wyzwala Prawo miłości. Miłość jest tą rzeczywistością, ku której ma zmierzać nasze czytanie Pisma Świętego. Poprzez podjęcie krzyża miłości idziemy rzeczywiście za Chrystusem, kroczymy prawdziwie drogą miłości. Dla Żydów krzyż pozostanie zgorszeniem, dla Greków głupstwem, ale dla chrześcijan będzie Chrystusem – mocą Bożą i mądrością Bożą (por. 1 Kor 1,24).

To jest ta droga, na którą trzeba nam wejść, byśmy kroczyli za Chrystusem, dźwigając Jego krzyż miłości. Słowo Biblii ukazuje nam prawdziwą mądrość. Ta mądrość jest absolutnie różna od ludzkiej. Bo stoi za nią Boży zamysł miłości. I Chrystus – Słowo, który nie tylko mówi o tej miłości Boga do człowieka, ale sam jest Miłością, sam ją w sobie urzeczywistnia. Czytając Biblię, spotykamy się ze Słowem, które nie tylko mówi, ale w Chrystusie rzeczywiście oznacza to, co mówi. Słowo Biblii jest wiarygodne, bo Chrystus jest wiarygodny. Przekroczmy zatem lęk, by tej Bożej miłości się zawierzyć, by ją odkrywać na kartach Pisma Świętego, by być jej przedłużeniem w świecie. Ku temu ostatecznie ma zmierzać nasza lektura Pisma Świętego.

Gdy wrócisz do domu, powrócić raz jeszcze do słów Jezusa, które dzisiaj usłyszeliśmy w Ewangelii. Rozdział trzeci Ewangelii Janowej. J 3,16: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał”. Powtórz te słowa, zapamiętaj je, by weszły w twoje serce, by stały się częścią twego życia. Powracaj do nich, pytaj się siebie o ich znaczenie dla Twojego życia. Powracająca lektura, lektura serca pamiętającego, lektura miłości, która nie pozostaje obojętna na Chrystusową miłość.