Kościoły w Popielec są pełne. Dziękować Bogu! Znak popiołu sypanego na głowę jest gestem do głębi poruszającym. Widać potrzebujemy tego znaku. Brzmią mocno słowa towarzyszące obrzędowi: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” na przemian z wezwaniem: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Początkiem drogi przemiany jest pokora – czyli uznanie prawdy o sobie. Zobaczyć siebie, tak jak widzi mnie Bóg. Bez udawania, bez dyplomacji, bez owijania w bawełnę, bez półprawd i niedomówień… Zobaczyć, co jest „moim prochem”, czyli mój grzech, niewierność, głupotę, pustkę, nędzę… Prawda, która nas wyzwala, jest na ogół trudna do przyjęcia. Nie ma w Kościele lepszego czasu na szukanie i przyjmowanie tej wyzwalającej prawdy niż Wielki Post.
Zmieniajcie swoje myślenie
„Nawracajcie się”, czyli w oryginale metanoiete. To wołanie Kościoła w Wielkim Poście. A właściwie to wołanie samego Chrystusa, który od wieków zwraca się do ludzi ustami Kościoła z tym samym apelem. Nawracajcie się! Dosłownie: zmieniajcie swoje myślenie. Nawrócenie kojarzy się nam raczej ze zmianą postępowania. Tymczasem metanoia to najpierw przemiana mentalności, odrzucenie złego sposobu myślenia i przyjęcie prawdy większej ode mnie – Bożej Prawdy. To podporządkowanie swojego rozumu myśli Boga. Jeśli będę myślał po Bożemu, będę również żył po Bożemu. Jeśli uwierzę Ewangelii, czyli przyjmę Słowo Boga za punkt odniesienia, wartościowania, wybierania, to wtedy zmieni się także moje życie. Dlatego tak wielki jest często opór człowieka przed światłem Ewangelii. Bo intuicyjnie czujemy, że jeśli przyznamy rację Bogu, to wtedy musimy zmienić swoje życie. Nieraz bardzo radykalnie. A to boli. Jak bardzo, wiedzą ci, którzy próbują to robić. Nawracajcie się! Czyli nie wystarczy raz się nawrócić. Potrzebujemy nieustannej pracy nad sobą. Mam wciąż od nowa zmieniać swoje myślenie. Bo świat niepostrzeżenie przeciąga mnie na swoją stronę, kwestionuje wiarę, Boga, Kościół. Sugeruje, że nie warto się wysilać. Dlatego na każdym etapie życia trzeba dokonywać „okresowego przeglądu” swojego umysłu, serca, sumienia. Dlatego co roku jest Wielki Post. Dlatego co roku to samo wezwanie do uzdrawiającej rewizji myślenia, a w konsekwencji życia.
Dlaczego rachunek sumienia w Popielec?
Ileż to razy nasze kazania, spowiedzi czy wielkopostne postanowienia rozpływają się ogólnikach, w pobożnych hasłach oderwanych od życia. Trzeba od początku złapać byka za rogi. Inaczej prześpimy Wielki Post. Może kolejny raz. Dlatego „Gość Niedzielny” proponuje zacząć od rachunku sumienia. Proponujemy, by na początku Wielkiego Postu duszpasterze w ramach kazania odczytali pytania do rachunku sumienia ułożonego według Dziesięciu Przykazań. Dlaczego taka propozycja? Być może dawno nie robiliśmy solidnego rachunku sumienia, więc będzie okazja. Nieraz nie wiemy już dziś, co jest grzechem, a co nie. Rachunek sumienia nie tylko przypomina, co jest grzechem, ale pomaga nazwać ten grzech po imieniu. Układ rachunku sumienia według Dekalogu jest najczytelniejszy i utrwala w człowieku przekonanie, iż przykazania Boże stanowią podstawowy punkt odniesienia dla życia, dla wartościowania. Środa Popielcowa rozpoczyna okres spowiedzi wielkanocnej, a zatem rachunek sumienia może być parafialnym przygotowaniem do spowiedzi. Czy trzeba czekać ze spowiedzią do samych świąt? Czy nie lepiej zacząć Wielki Post od sakramentu pokuty? Oczywiście słuchanie rachunku sumienia może nużyć, a nawet rodzić pewien opór ze strony odbiorców. Czy jednak cierpliwe wysłuchanie niełatwych pytań pod własnym adresem nie jest elementem wielkopostnej pokuty? Kapłan odczytujący rachunek sumienia sam jest grzesznikiem i zadaje te pytania także sobie.
Rachunek sumienia jest modlitwą
Odczytanie rachunku sumienia z ambony musiałoby być poprzedzone krótkim komentarzem duszpasterza. Chodzi o to, by postawić wszystkich uczestników liturgii w obecności łaskawego Boga. Rachunek sumienia nie jest moralizowaniem, nie jest odczytywaniem wyroku, nie jest księgowaniem grzechów. Jest modlitwą! Każda autentyczna modlitwa zawiera moment poznawania siebie samego. Przed Bogiem nie muszę nikogo udawać, nikogo grać. Nie muszę się bać ani siebie, ani swojej przeszłości, nawet tej najbardziej pokręconej. Ojciec Józef Augustyn mówi, że rachunek sumienia „jest rozmową grzesznika z przebaczającym Ojcem o zranionej miłości”.
Wiele mamy rachunków do zapłacenia, ale bez obaw. Akurat za ten rachunek nie musimy płacić. Zapłacił już za niego Chrystus na krzyżu. „Liczymy” nasze grzechy nie tylko po to, by zobaczyć, że jestem prochem, ale również po to, by „obliczyć”, jak wielka jest miłość Boga wobec mnie, słabego grzesznika. Dogłębne poznanie i uznanie własnej grzeszności jest łaską. Zło najpierw uszkadza oczy, zaślepia. Sprawia, że nie uznajemy zła za zło. Ten wyzwalający moment otwarcia oczu, przywrócenia wewnętrznego wzroku jest dziełem Boga. Dlatego przed rachunkiem sumienia trzeba prosić o łaskę poznania swoich grzechów. Duch Święty jest światłością sumień. On pomaga uciszyć niepokój, pokonać lęk, zdobyć się na odwagę zerwania ze złem i powrotu do Ojca.
Rachunek sumienia musi boleć. Ponieważ grzech rani Boga, rani ludzi i rani samego grzesznika. Warto starać się zobaczyć powiązanie grzechów, ich źródło, motywację. Zawsze będzie towarzyszyła nam pokusa „wybielania siebie”, „lizania zbyt czułego łapy swego sumienia” czy „przekształcania ewangelii w łagodną opowieść” (ks. Twardowski). Kiedy św. Piotr po trzykrotnej zdradzie Mistrza usłyszał pianie koguta, uświadomił sobie, co narobił. Zobaczył swój grzech. Pianie koguta było jak ostre pytanie przeszywające sumienie. Może wtedy Piotr przeraził się swojego grzechu? Ale chwilę potem jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Jezusa. To było prawdziwe wyzwolenie. Wtedy już się nie bał, już tylko płakał. Płakał z bólu nad sobą, ale i ze szczęścia, bo już wiedział, że Pan mu przebaczył. Rachunek sumienia jest nie tylko po to, bym zapłakał na sobą. Jest i po to, bym zachwycił się Bożym miłosierdziem. Warto.