Z prasy

Różaniec nie dla mięczaków

Z Maciejem Brzostkiem, bokserem, trenerem MMA, o modlitwie przed walką, niegrzecznych chłopcach, krzyżu i testamencie żołnierzy niezłomnych rozmawia Jan Hlebowicz.

Jan Hlebowicz: Ten krzyż, który nosisz na piersi, to dla ozdoby?

Maciej Brzostek: Absolutnie nie. Jezus towarzyszy mi zawsze, kiedy wychodzę na ring. Stoi za każdą moją wygraną walką i sportowym sukcesem.

A nazbierało się tego trochę. Zdobyłeś złoty medal w Pucharze Polski i dwa brązowe krążki w mistrzostwach kraju.

Nie doszedłbym do tego wszystkiego, gdyby nie różaniec w ręku.

Do czego bokserowi potrzebny różaniec?

Jest taki stereotyp, że jak ktoś się modli, to znaczy, że jest słaby. Bo przecież prawdziwy twardziel jest tak mocny, że poradzi sobie z każdym problemem sam i podźwignie się z upadku o własnych siłach. Bzdura. Prawdziwy facet modli się na różańcu, potrafi uklęknąć, złożyć ręce do modlitwy i prosić Boga o pomoc. To daje siłę.

I spokój ducha?

Dokładnie. Różaniec to zasady, a ludzie zasad nie lubią. Myślą, że ich brak oznacza wolność. Żadną wolność, raczej zniewolenie. Robisz wszystko, na co masz ochotę, grzeszysz i wydaje ci się, że jesteś szczęśliwy. Do momentu aż coś pęknie. Nie warto zaglądać w ciemność… bo potem może być trudno znaleźć drogę powrotną.

Prosisz Boga o zwycięstwo?

Nigdy. Raczej o siłę i zdrowie. Proszę też Jezusa o to, żebym nie doznał kontuzji. Podobnie przeciwnik. Zawsze przed walką rozmawiam też ze swoim Aniołem Stróżem: „Uchroń mnie przed nokautującym ciosem, kieruj pięścią rywala tak, bym nie oberwał za bardzo”. (śmiech)

Spotykasz ludzi, którym przeszkadza krzyż na piersi albo różaniec w ręku?

Mówię otwarcie, że w życiu kieruję się zasadami płynącymi z Ewangelii i pomaga mi to jako trenerowi. I ludzie to akceptują. Niestety, często katolicy zachowują się tak, jakby wstydzili się tego, kim są. Pozwalają, by inni szydzili z wartości, które są dla nas święte. Z Biblii, krzyża czy różańca. Myślę, że dlatego dla wielu osób chrześcijanin to synonim słabości. Uważam, że musimy twardo bronić swoich wartości i opowiadać o nich z dumą.

Trenujesz wielu utytułowanych zawodników. Modlicie się razem przed walką?

Ostatnio mój zawodnik walczył w KSW 31 [Konfrontacja Sztuk Walki – przyp. red.]. Tuż przed wejściem na ring poprosiliśmy księdza o błogosławieństwo. Dopiero po nim wiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi na walkę i zwycięstwo. Oczywiście nie wszyscy sportowcy, których prowadzę, są wierzący, mają potrzebę modlitwy czy rozmowy z duchownym. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebym ja się za nich pomodlił.

Twoimi podopiecznymi są także młodzi zawodnicy, dopiero rozpoczynający karierę. To chyba nie są grzeczni chłopcy…

Niektórzy mają trudne charaktery i często chcą iść drogą na skróty. Imprezy do białego rana, alkohol i mocniejsze używki, łamanie wszelkich możliwych zasad. Tak bywa.

Rozmawiasz z nimi o Bogu?

Wielu ma dystans do księży i do Kościoła. Ulegają antykatolickiej propagandzie, którą słyszą z mediów. Dlatego nie głoszę im kazań, nie namawiam do tego, by – tak jak ja – sięgali po różaniec. Pokazuję, że można żyć i trenować inaczej. Wpajam im zasady, którymi sam się kieruję. Wierzę, że chęć modlitwy i rozmowy z Bogiem przyjdzie sama.

Jakie to zasady?

Po zdobyciu złotego medalu w Pucharze Polski trener powiedział mi: „Maciej, jesteś mistrzem w ringu, bądź też mistrzem poza nim”. Wziąłem sobie te słowa mocno do serca. Jako trener staram się nie robić rzeczy, których bym się wstydził. Kiedy mówię swoim zawodnikom: „Nie pij”, to sam nie piję. „Nie pal”. Też nie palę. „Odżywiaj się zdrowo”. Przestrzegam diety. Chcę, żeby widzieli, że moje słowa są poparte faktami.

Słuchają?

Tłumaczę: „Jak się schlejecie albo będziecie balować przez całą dobę, to nie zrobicie dobrego treningu. A jak nie zrobicie dobrego treningu, to przegracie walkę”. I to ich przekonuje. Niedawno podszedł do mnie jeden z podopiecznych i mówi: „Dziękuję, trenerze, że wyciągnął mnie trener z bagna, w którym tkwiłem jeszcze rok temu”. W takich chwilach widzę wyraźnie, że to, co robię z tymi młodymi chłopakami, ma sens.

Maciej Brzostek – człowiek bez skazy?

Jasne że nie. Grzeszę jak każdy. Upadam. I wciąż mam pewne sprawy niepoukładane. Ale chociaż tak jest, to nie uciekam na widok księdza i nie omijam kościołów szerokim łukiem. Rozmawiam z zaprzyjaźnionym kapłanem, dzielę się wątpliwościami, pytam, w jaki sposób mogę moje błędy naprostowywać.

A w życiu sportowym zawsze byłeś tak poukładany?

Od 13. roku życia całe dnie spędzałem w sali, trenując, i walczyłem w zawodach. Nie czułem później potrzeby, by wyjść na ulicę i walić napotkanych ludzi po głowie. Mam przecież to na co dzień. (śmiech)

Otwarcie mówisz, że wzorem do naśladowania są dla Ciebie… żołnierze niezłomni.

Kiedy słyszę słowa Danuty Siedzikówny „Inki”, wypowiedziane tuż przed śmiercią: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”, zawsze mam ciarki na plecach. Żołnierze niezłomni poświęcili swoje marzenia o rodzinie, miłości, nauce, karierze, broniąc ojczyzny. Kierowali się przy tym fundamentalnymi wartościami, takimi jak: wytrwałość, męstwo, odpowiedzialność, uczciwość, i dlatego powinni być przykładem dla kolejnych pokoleń. Oni nie zginęli na darmo. Pozostawili nam testament, który musimy wypełnić swoją postawą każdego dnia.
 

 

Biblia – podręcznik miłości prawdziwej

Żadna inna książka ani księga nie mówi o miłości więcej niż Pismo Święte. W Biblii słowo miłość jest wielokrotnie odmienione przez wszystkie przypadki. Skoro pada ono tak często, musi być niezwykle ważne w oczach Boga. Warto przyjrzeć się, do jakiej miłości zachęca nas na kartach Pisma Świętego sam Jezus.

Miłość Boga i bliźniego

Przykazanie miłości, jak stwierdza sam Jezus, jest pierwszym spośród wszystkich. Oznacza to, że spełnianie wszystkich przykazań Bożych, kościelnych i wszystkich zasad dotyczących powinności chrześcijanina nie mają sensu bez miłości. Jak stwierdza sam Jezus, to właśnie miłość jest „doskonałym wypełnieniem prawa”. Jeżeli kocham drugiego, to nigdy go nie okradnę, nie okłamię, nie zdradzę, nie skrzywdzę. Jeśli prawdziwie kocham Boga, nikt nie będzie musiał narzucać mi obowiązku uczestniczenia we Mszy Świętej, bo sama miłość przynagli mnie do tego, aby z Nim przebywać. Zatem spełniając przykazanie miłości, wypełniamy wszystkie przykazania i całe prawo Boże.

To przykazanie można podzielić na dwie zasadnicze części: pierwsza z nich dotyczy miłości do Boga, natomiast druga miłości do bliźniego. Obie części są równie ważne i jedna nie może funkcjonować w pełni bez drugiej. Prawdziwa miłość Boga idzie zawsze w parze z miłością drugiego człowieka. Podobnie nie można prawdziwie kochać bliźniego, bez miłości do Boga.

Miłowanie Boga, do jakiego zobowiązani jesteśmy przykazaniem, to umiłowanie Go w każdy możliwy sposób i w każdym znaczeniu: myślą, sercem i duszą. Bliźniego jesteśmy zobowiązani kochać jak samego siebie – to poważne zobowiązanie, które ma konkretne konsekwencje dla naszego działania. Skoro kocham bliźniego na równi z sobą, to oznacza, że muszę pozbyć się wszelkiego egoizmu. Potrzeby drugiego człowieka muszą być dla mnie na równi z moimi własnymi. To nieproste zadanie, bo jako ludzie mamy skłonność do dbania o „własne sprawy”. Choć często mamy dla swojego zachowania usprawiedliwienie i zamiast „egoizm” mówimy „zaradność”, musimy mieć świadomość, że nie do tego zachęca nas Jezus. Miłość chrześcijańska to dostrzeganie drugiego człowieka i troska o jego sprawy na równi z naszymi własnymi.

Świat, w którym obecnie żyjemy, przekonuje, że opłaca się być sprytnym, że kosztem drugiego człowieka można się wzbogacić, że istnieje tzw. „zdrowy egoizm”, że potrzeby innych są ważne, ale tylko do tego momentu, kiedy nie kolidują z moimi potrzebami.

Miłość „znakiem rozpoznawczym” chrześcijanina

Jezus w bardzo wielu miejscach podkreśla znaczenie miłości Boga i bliźniego, ale warto uświadomić sobie, że właśnie miłość ma być cechą charakterystyczną chrześcijanina. Nie wystarczy inteligencja, pracowitość, oczytanie, a nawet pobożność – tak naprawdę liczy się właśnie miłość. Nie ma chrześcijaństwa bez miłości:

„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali? (J 13, 35).

Miłość bezwarunkowa

Miłość, jaką proponuje nam Jezus, nie zawsze jest prosta, wystawia nas na trudne próby. Chrześcijanin nie jest zobowiązany jedynie do miłości osób przez siebie wybranych, nielicznych, bliskich ani nawet sobie obojętnych. Bóg wymaga od nas umiłowania swoich nieprzyjaciół, miłości wybaczającej i bezwarunkowej:

„Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. (..) Ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny? (Łk 6, 27–36).

Wzorem miłości nieprzyjaciół jest dla nas sam Jezus Chrystus, który wstawia się do Ojca za własnymi oprawcami, za tymi, którzy skazali go na pohańbienie i śmierć, mówiąc: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.

Jak można kochać kogoś, kto krzywdzi, kto nie ma litości, kto okrutnie zabija? To nie mieści się w głowie, nie idzie w parze z tym, czego uczy nas świat. Tu jest odwrotnie – swoich wrogów należy zwalczać, niszczyć, pokonywać, udowadniać swoją wyższość nad nimi. To takie bardzo ludzkie, chciałoby się powiedzieć – naturalne. Nie muszę kochać kogoś, kto nienawidzi mnie, a z miłości do kogoś, kto mnie skrzywdził, jestem zwolniony.

Miłość nieprzyjaciół to jedna z tych cech, które wyróżniają chrześcijaństwo spośród innych największych religii świata – czyni je wyznaniem trudnym, wymagającym, ale i jedynym prawdziwym. Nie można bowiem odbierać człowiekowi godności, nawet gdy jego zachowanie jest okrutne. W dalszym ciągu jest ukochanym dzieckiem Boga, a skoro tak, to i my zobowiązani jesteśmy miłować go jako swojego bliźniego.

Na wzór miłości Boga

To właśnie nasz ostateczny cel – choć wydaje się to bardzo trudne, a może nawet niewykonalne, powinniśmy dążyć do takiej miłości, jaką obdarzył nas sam Bóg. On ukochał nas miłością prawdziwą, pełną i całkowicie bezwarunkową. Mimo tego, że przeciwstawiając się Jego woli, zgrzeszyliśmy, On posłał swojego ukochanego Syna na pewną śmierć, abyśmy mogli żyć wiecznie.

„W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować? (1 J 4, 9–11).

W Jezusie Chrystusie miłość Boga objawia się najpełniej. On dobrowolnie przyjął na siebie niesłuszną karę i oddał się w ręce oprawców dla naszego zbawienia. Mając świadomość tak wielkiej miłości Boga – miłujmy siebie wzajemnie.

Jedynym źródłem prawdziwej miłości – zdolnej do umiłowania bliźniego, a nawet swego nieprzyjaciela, zdolnej wybaczać i zapominać – jest sam Bóg, o czym zaświadcza nam Jezus: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!” (J 15, 9).

 

 

 

Pod kroplówką Pana Boga

W Boże Narodzenie 2013 roku, Piotr Błoński został księdzem. Jest bardzo młody, ale jak mało kto doświadczony cierpieniem choroby. Nie znajdziemy jednak chyba w diecezji księdza bardziej żyjącego pełnią życia niż on.

 

Boże Narodzenie dokonało się w kruchości, w niepewności, w strachu… W kruchości ciała rodzisz się, Piotrze, do kapłaństwa… Zdałeś, wciąż zdajesz swoim cierpieniem, swoim stylem przeżywania cierpienia, wszystkie brakujące ci jeszcze egzaminy. (…) Pragnę, Piotrze, abyś – jeśli taka będzie święta wola Boża – służył Ludowi Bożemu swoim kapłaństwem przy ołtarzu, w konfesjonale, tam, gdzie będziesz mógł, (…) abyś pracował swoim cierpieniem po kapłańsku – mówił w czasie liturgii święceń biskup płocki.

Idzie za Miłosierdziem

Najmłodszy ksiądz naszej diecezji pochodzi ze Skępego, od Matki Bożej Brzemiennej i od Miłosierdzia Bożego. Sam zwraca uwagę, że wszystko w jego życiu tłumaczy się Bożym miłosierdziem. – Urodziłem się 22 lutego, a więc w rocznicę pierwszych objawień św. s. Faustyny w Płocku. Zostałem ochrzczony w drugą niedzielę po Wielkanocy, która dziś jest Świętem Miłosierdzia Bożego. Moja rodzinna młoda parafia w Skępem jest pod tym właśnie wezwaniem. Wreszcie rekolekcje przed kandydaturą do święceń, a więc „zaręczyny” z Panem Bogiem przed moim kapłaństwem, odprawiłem w Świnicach Warckich, w miejscu urodzenia św. s. Faustyny. Dlatego jakoś przez całe moje życie to Boże miłosierdzie jest mi bardzo bliskie – mówi ks. Błoński. Zastanawia się, w jaki praktyczny sposób miłosierdzie Boże odnosi się do niego, jego choroby i kapłaństwa.

– Zawsze miałem pobożność bardzo Jezusową. Zawsze starałem się każdą moją prośbę z wdzięcznością kierować do Pana Boga. To ma też przełożenie w moim związku z Bożym miłosierdziem. Jezus jest cały czas blisko mnie, nie wiem, jakbym postępował, jakbym się zachowywał, gdyby On mnie opuścił. Mam głęboką świadomość, że Bóg jest naprawdę miłosierny, że jest najczystszą miłością, która nas kocha i potrafi wszystko wybaczyć. Człowiek człowiekowi nie zawsze potrafi wszystko wybaczyć, a Bóg człowiekowi zawsze – mówi ks. Piotr.

Wysłuchana modlitwa

– Nie lubię schematów i standardów. Nawet prosiłem Pana Boga, żeby moje święcenia i prymicje były wyjątkowe. Co ciekawe, Pan Bóg wszystkiego wysłuchał, bo czas i miejsce święceń były wyjątkowe – powiedział ks. Piotr w czasie swoich prymicji w seminarium. Choć jego radości ze święceń towarzyszyła choroba. – Bóg daje nam takie powołanie, abyśmy byli najszczęśliwsi. Moja mama powiedziała mi, że od początku nosiła to przekonanie, że będę księdzem. Przez wiele lat tego mi nie mówiła, ale też nie wywierała nacisku na moją decyzję. Po raz pierwszy taka poważna myśl przyszła mi w pewien Wielki Czwartek. Na początku powiedziałem „nie”. Mówiłem sobie: z polskiego jestem „cienki”; jestem matematykiem, a jeszcze miałbym kazania mówić? No i tak spychałem tę myśl.

Dopiero w drugiej klasie liceum coraz częściej zaczęła ona powracać: seminarium, idź do seminarium. A ja za każdym razem: nie, nie, nie. Zacząłem się modlić o rozeznanie powołania. Nawet miałem już wybrany kierunek studiów: chciałem iść na geodezję i kartografię. Ale ta myśl była coraz mocniejsza. I tak się umocniła, że na początku trzeciej klasy liceum już byłem pewny. Ale najważniejsze działo się już w seminarium. Doświadczyłem, że moje powołanie przestało być chęcią, sposobem na życie, a zaczęło dojrzewać, a wraz z nim moja wiara i obraz kapłana – opowiada swoją historię ks. Piotr. – Teraz chcę spełniać posługę kapłańską, odprawiać Eucharystię, spowiadać, spotykać się z ludźmi. Wcześniej moją pasją było pływanie, szachy, podróże. Zawsze lubiłem spontaniczność. Kiedyś z kolegami ze szkoły polecieliśmy do Liverpoolu. To było szaleństwo. W całej tej sytuacji było trochę strachu. Kupiliśmy bilety i polecieliśmy, dopiero na miejscu szukaliśmy jakiegoś mieszkania. Było śmiesznie i szalenie – mówi neoprezbiter.

Piękna strona życia

– Chcę wam powiedzieć, że jest pięknie po drugiej stronie ołtarza! – powiedział do swych kolegów kleryków i seminaryjnych wychowawców ks. neoprezbiter w kaplicy WSD. Jest ciężko chory, ale – jak mówi – chce żyć pełnią życia, służyć i cierpieć w kapłaństwie. – Nasza wiara zależy od miłości. To w prostych gestach, pomocy, wsparciu kryje się miłość i głęboka modlitwa. Módlmy się o miłość wzajemną między nami, bo często nam jej brakuje. Jeśli bardziej pokochamy bliźniego, to wtedy miłość zakryje wiele naszych grzechów – mówił w swej homilii neoprezbiter. O chwili swoich święceń w Boże Narodzenie opowiada: – To było naprawdę piękne przeżycie: gdy Chrystus przychodzi na świat, przemienia moje serce w serce kapłańskie. Kiedy Chrystus rodzi się dla świata, ja również rodzę się dla ludzi, do posługi kapłańskiej. Piękna data święceń i prymicji, choć okoliczności, w których zostałem wyświęcony, nie są niczym radosnym. To trudne momenty mojego życia, ale święcenia kapłańskie i prymicyjna Eucharystia dużo bardziej przewyższają te wszystkie moje problemy zdrowotne. To, co spotyka nas na co dzień, jest naprawdę niczym w porównaniu z tą radością sprawowania Eucharystii. Zewnętrznie się nie zmieniłem, ale w czasie święceń czułem, jak Bóg zmienia moje serce.

W ciągu swoich lat seminaryjnych wciąż prosiłem Boga, aby stać się Jego prawdziwym narzędziem. To odnosiło się nie tylko do Eucharystii, ale do całego mojego życia. Chcę żyć pełnią życia, chociaż jest krzyż i cierpienie. Mógłbym się teraz rękoma i nogami zapierać, próbować leczyć się w szpitalach, czegoś jeszcze szukać. Ale zdecydowałem o powrocie ze szpitala do seminarium. Chcę być blisko ludzi i blisko Eucharystii. Wtedy bardziej staję się świadkiem. Dopóki jestem na siłach, wiem, że mogę naprawdę jeszcze być blisko Pana Boga i spełniać Jego wolę – tłumaczy ks. Piotr. A na pytanie, skąd czerpie siły, aby w chorobie tak często się uśmiechać, dodaje: – A mało ludzi się za mnie modli? To dzięki tym wszystkim modlitwom, jakie ludzie za mnie zanoszą, jestem taki radosny.
/za portalem www.wiara.pl/

 

*******

 

 

 

 

„W służbie Bożemu Sercu”

Bernadeta Gozdowska, W służbie Bożemu Sercu

Pracują w różnego rodzaju instytucjach kościelnych. Są furtianami, zakrystianami, katechetami, kierowcami, archiwistami… Zgodnie ze swoim charyzmatem nie przyjmują święceń kapłańskich. Pozostają braćmi – Braćmi Serca Jezusowego, któremu modlitwą i przykładem życia wynagradzają wszelkie zniewagi i grzechy ludzi.

 

Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego należy do mniejszych liczebnie instytutów życia konsekrowanego w Polsce. Założył je brat Stanisław Andrzej Kubiak, syn ubogiego rolnika z Wielkopolski, który jako piętnastoletni chłopiec wyruszył w świat, by zarobić na kawałek chleba. Trafił do Westfalii i podobnie jak wielu innych Polaków, znalazł zatrudnienie w kopalni. Po 4 latach katorżniczej pracy wstąpił do klasztoru Braci Miłosierdzia w Trewirze, gdzie złożył pierwsze śluby zakonne, a później profesję wieczystą. Przez 20 lat pracował jako pielęgniarz i laborant w macierzystym szpitalu swego zgromadzenia. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wrócił do kraju. Był rok 1919. Po kilku miesiącach rozpoczął posługę zakrystiana w kościele pw. Matki Bożej Bolesnej w Poznaniu. Nowe obowiązki natchnęły go do powołania zgromadzenia, którego celem zasadniczym byłaby modlitwa i praca w różnego rodzaju instytucjach kościelnych. Wspólnota powstała i w 1923 roku została oficjalnie zatwierdzona przez pierwszego Prymasa odrodzonej Polski – ks. kard. Edmunda Dalbora. Po roku brat założyciel nabył dom w Puszczykowie koło Poznania, który do dziś jest główną siedzibą zgromadzenia. Nie brakowało nowych powołań. W 1926 roku pierwsze śluby zakonne złożyło aż 11 braci. Dwa lata później zmarł brat Stanisław Andrzej Kubiak. Zgromadzeniem zaopiekował się ks. kard. August Hlond. W 1937 roku nadał mu nowe konstytucje oraz zalecił braciom przywdzianie obowiązującego do dziś stroju – przepasanego zielonym pasem czarnego habitu uszytego na wzór kapłańskiej sutanny ze schowanym pod nim niewielkim krzyżem. Lata owocnej pracy przerwał wybuch II wojny światowej. Większość braci zginęła z rąk hitlerowców, a macierzysty dom w Puszczykowie zamieniono najpierw na obóz, a później szpital. Po wojnie zgromadzenie odradzało się niemal od początku. Obecnie liczy sobie 55 braci oraz kilku nowicjuszy i postulantów, którzy przygotowują się do życia zakonnego…

 

W kurii, zakrystii i samochodzie

Do Gniezna bracia Serca Jezusowego przybyli przed 29 laty na prośbę Prymasa Tysiąclecia – ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Obecnie zajmują niewielki dom usytuowany w pobliżu Pałacu Arcybiskupiego. Mieszka w nim 5 braci. Posługują jako furtianie w Kurii Metropolitalnej oraz zakrystianie w gnieźnieńskiej Bazylice Prymasowskiej. Jeden jest kierowcą ks. abp. Henryka Muszyńskiego. Każdy ich dzień wypełnia modlitwa i praca. Wstają skoro świt, by o 5.50 spotkać się na wspólnej modlitwie porannej, czyli tzw. jutrzni. Po śniadaniu rozchodzą się do swoich obowiązków. Trzeba uporządkować katedralną zakrystię, przygotować paramenty liturgiczne do Mszy św., zająć się interesantami pukającymi do drzwi Kurii, posegregować i wysłać pocztę. W natłoku codziennych spraw nie brakuje im czasu na indywidualną rozmowę z Bogiem – w zaciszu własnego pokoju, miejscu pracy, drodze do domu. Wieczorem bracia spotykają się na Nieszporach, po których odmawiają modlitwę do bł. Józefa Zapłaty, współbrata, męczennika, który zmarł w 1945 roku w obozie koncentracyjnym w Dachau, zaraziwszy się tyfusem plamistym podczas pielęgnowania współwięźniów. Natomiast tuż przed spoczynkiem udają się na kompletę – modlitwę kończącą dzień. Jak mówi brat Janusz Szmyt, generalny przełożony zgromadzenia w latach 1993-1999, nieustanne dążenie do uświęcania siebie i innych, a zwłaszcza modlitwa, to sens życia każdego zakonnika i każdego człowieka. Zadośćuczynienie i wynagrodzenie Bożemu Sercu wszelkich zniewag i krzywd, których mu przecież nie szczędzimy.

 

Zrozumieć, przyjąć i wypełnić

Szerzenie kultu Najświętszego Serca Jezusowego oraz wynagradzanie wszelkich zniewag, których doznaje od ludzi, jest głównym motywem duchowości Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. Realizują oni swoje powołanie poprzez cierpliwe i sumienne wypełnianie nałożonych przez Kościół obowiązków oraz ciągłe odnawianie jedności z Bogiem poprzez uczestnictwo w sakramencie pokuty, Eucharystii, Liturgii Godzin, Nabożeństwie do Najświętszego Serca Jezusowego… Zgodnie z wolą swego założyciela, bracia składają śluby czystości, ubóstwa oraz posłuszeństwa i nie przyjmują święceń kapłańskich. Do życia zakonnego przygotowują się kilka lat. Pierwszym etapem jest postulat, który służy rozeznaniu powołania, pogłębieniu wiary oraz odkryciu piękna obcowania z Bogiem. Etap drugi to nowicjat, będący czasem głębszego zrozumienia powołania, zapoznania się z wymogami życia zakonnego oraz bezpośredniego przygotowania do złożenia trzech powyższych ślubów, które są odnawiane co roku, aż do złożenia ślubów wieczystych. Etap trzeci natomiast to juniorat, poświęcony dalszej formacji duchowej i intelektualnej oraz apostolskiej i zawodowej dostosowanej do osobistych przymiotów, zdolności i charakteru wykonywanej pracy. Czas ten ma przygotować braci do pełnego poświęcenia się służbie Bogu i Kościołowi, do jak najlepszego wypełnienia danej od Boga misji, a także do realizowania powołania zakonnego, o którym brat Stanisław Andrzej Kubiak powiedział, iż jest szczęściem wielkim, za które niegodni jesteśmy być sługami Bożymi.

W: Przewodnik Katolicki 32/2004, Gniezno

 

*******

 

 

 

„Twórca Zakonu z Ziemi Przemęckiej”

Maciej Ratajczak: Twórca zakonu z Ziemi Przemęckiej

Poznawanie rodzinnych historii niekiedy prowadzi do niezwykłych odkryć. Pani Dorota Piskorz wraz ze siostrzenicami Karoliną i Zuzanną Szczepaniak w drzewie genealogicznym natrafiła na postać Brata Stanisława Andrzeja Kubiaka. Niewiele osób wiedziało, że jest on twórcą Zgromadzenia Braci Najświętszego Serca Jezusowego.

Andrzej Kubiak urodził się 10 listopada 1877 r. w Koszanowie koło Śmigla. Pochodził z małorolnej rodziny wieśniaczej. W roku 1881, gdy miał cztery lata, jego rodzina przeprowadziła się do Sączkowa. Tu, w 1892 roku, młody Andrzej Kubiak ukończył szkołę powszechną. Mając zaledwie 15 lat, za zgodą rodziców, wyruszył do Niemiec, gdzie zaczął pracować jako górnik. Tam, po kilku latach, odczuwając głos powołania zakonnego, zgłosił się do Braci Miłosierdzia od Maryi Wspomożycielki w Trewirze. 4 listopada 1898 r. rozpoczął postulat, w czasie którego został powołany na dwa lata do służby wojskowej. Po jej ukończeniu powrócił do zakonu, rozpoczął nowicjat i wkrótce otrzymał habit zakonny. Pierwszą profesję złożył 8 marca 1904 r., otrzymując imię zakonne Stanisław. Śluby wieczyste złożył 7 marca 1907 r. Już jako zakonnik Brat Stanisław 14 marca 1908 r. zdał egzamin przed Państwową Komisją Pielęgniarską, otrzymując tytuł wykwalifikowanego pielęgniarza.

W czasie I wojny światowej został powołany do wojska i otrzymał przydział do kompanii sanitarnej. Po zakończonej wojnie w chwili gdy odbudowywało się państwo polskie wraz z innymi braćmi Polakami rozpoczął starania o wyjazd do Ojczyzny, aby przeszczepić zgromadzenie trewirskie na grunt polski. W tej sprawie brat Kubiak dwukrotnie udawał się do biskupa Michała Feliksa Koruma. Pomimo nieprzychylności władz zakonnych, ordynariusz diecezji trewirskiej ostatecznie pozwolił bratu Stanisławowi Kubiakowi udać się do Polski. W ten sposób Andrzej Kubiak 21 sierpnia 1919 r. powrócił do umiłowanej Ojczyzny, na razie zatrzymując się w Warszawie.

Po czterech tygodniach tułaczki po stolicy brat Kubiak otrzymał pracę jako laborant w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Pracował tam do 15 sierpnia 1920 r. Obok pracy w szpitalu podjął się dodatkowo obowiązku opieki nad chorymi w domach prywatnych. W stolicy spotkał ks. Kazimierza Malińskiego z Poznania – posła na Sejm w Warszawie, któremu zwierzył się z chęci przeszczepienia Braci Miłosierdzia do Polski. Rezultatem tego spotkania było wypowiedzenie pracy w szpitalu i wyjazd do parafii Matki Bożej Bolesnej w Poznaniu, gdzie podjął pracę zakrystiana przy kościele, którego proboszczem był ks. Maliński. Oprócz tej pracy brat Kubiak odwiedzał i pielęgnował chorych z terenu parafii. Swoją postawą pełną skupienia, pokory, pobożności i pracowitości wzbudzał wśród ludzi sympatię i szacunek. Był dla wielu wzorem. Nic więc dziwnego, że powoli zaczęli się zgłaszać do niego pierwsi kandydaci na zakonników. Wówczas właśnie na skutek zerwania więzi z władzami zakonnymi w Trewirze brat Stanisław zaczął myśleć o utworzeniu nowej wspólnoty zakonnej.

21 kwietnia 1921 r. zgodnie z przepisami ówczesnego prawa cywilnego brat Stanisław zameldował władzom państwowym o tworzącym się zgromadzeniu, podając siebie jako przełożonego. W tym samym roku, 14 września, z rąk ks. Kazimierza Malińskiego wraz z dwoma towarzyszami: Marcinem Narożnym i Wojciechem Sobkowiakiem otrzymał habit zakonny. Zakon przyjął imię Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Brat Stanisław Kubiak prowadził konsekwentnie swoją myśl tworzenia nowej wspólnoty. 11 czerwca 1923 roku, będąc na audiencji u ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego, kardynała Edmunda Dalbora, przedstawił szczegółowo historię wspólnoty, cel i charyzmat, a także przeżywane trudności. W trzy miesiące później, 21 listopada 1923 r., kardynał Dalbor formalnie zatwierdził nowe zgromadzenie.

19 kwietnia 1924 r. dokonano wyboru pierwszego zarządu zgromadzenia. Przełożonym naczelnym został oczywiście jego założyciel – brat Stanisław Kubiak. Wkrótce dzięki jego pracowitości i wielu wyrzeczeniom nabyto na własność dwie posiadłości w Puszczykowie koło Poznania. Najpierw, 17 października 1924 r., wspólnota zakupiła willę „Warta”, w dwa lata później, 21 stycznia 1926 r. – drugą willę „Przemysławkę”. Obie posiadłości, tworząc jeden dom zakonny, stały się domem głównym zgromadzenia, gdzie obecnie mieści się zarząd generalny Braci Serca Jezusowego.

17 kwietnia 1926 r. po raz pierwszy w historii nowej kongregacji odbyła się profesja zakonna 11 braci wraz z jej założycielem, bratem Stanisławem. W duchu wdzięczności, z inicjatywy brata Kubiaka, 22 lipca tegoż roku wystawiono przed domem w Puszczykowie pomnik ku czci Najświętszego Serca Jezusowego – głównego Patrona zgromadzenia.

W okresie szczególnego rozkwitu zgromadzenia przyszedł na nie bolesny cios. Ogrom pracy, cierpień i różnorakich przeżyć ujemnie wpłynął na zdrowie brata Stanisława. W 1926 r. zaczął ciężko chorować. Stan ten trwał aż do śmierci, która nastąpiła 9 grudnia 1928 r. podczas pobytu w Szpitalu Miejskim w Poznaniu. Ciało jego spoczęło na cmentarzu archikatedralnym w Poznaniu, w grobowcu zgromadzenia, skąd w 1966 roku szczątki zostały przeniesione do Puszczykowa i złożone w szklanej urnie na miejscowym cmentarzu.

Obecnie wspólnota Braci Serca Jezusowego pracuje i modli się na terenie Polski, Włoch i Niemiec. Nieustannie potrzeba gorliwych naśladowców świątobliwego brata Stanisława Andrzeja Kubiaka, aby jak mówił „Ewangelia była w pełni wypełniona”.

Maciej Ratajczak

na podstawie opracowania
Doroty Piskorz,
Karoliny i Zuzanny Szczepaniak

 

*******

 

 

 

„Brat Stanisław Andrzej Kubiak (1877-1928), założyciel i pierwszy przełożony Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego”

Brat Stanisław Andrzej Kubiak (1877-1928)
Założyciel i Pierwszy Przełożony Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego

 

Andrzej Kubiak urodził się 10 listopada 1877 r. w Koszanowie w Wielkopolsce. 18 listopada 1877 r. został ochrzczony w Śmigu; na chrzcie dano mu imię Andrzej. Pochodził w małorolnej rodziny wieśniaczej. Szkołę powszechną niemiecką ukończył w Sączkowie w 1892 roku. Mając zaledwie 15 lat, za zgodą rodziców, wyruszył do Niemiec, gdzie zaczął pracować jako górnik. Tam, po kilku latach, odczuwając głos powołania zakonnego, zgłosił się do Braci Miłosierdzia od Maryi Wspomożycielki w Trewirze. 4 listopada 1898 r. rozpoczął postulat, w czasie którego został powołany na dwa lata do służby wojskowej. Po jej ukończeniu rozpoczął nowicjat i otrzymał habit zakonny. Pierwszą profesję złożył 8 marca 1904 r., otrzymując imię zakonne Stanisław (patron: św. Stanisław Kostka), a wieczystą – 7 marca 1907 r. Brat Stanisław 14 marca 1908 r. zdał egzamin przed Państwową Komisją Pielęgniarską, otrzymując tytuł wykwalifikowanego pielęgniarza.

W czasie I wojny światowej został powołany do wojska i otrzymał przydział do kompanii sanitarnej. Po zakończonej wojnie brat Stanisław wraz z innymi braćmi Polakami rozpoczął starania o wyjazd do Ojczyzny, aby przeszczepić zgromadzenie trewirskie na grunt polski. Dwukrotnie udawał się do biskupa Michała Feliksa Korum. Ordynariusz diecezji trewirskiej za drugim razem, pomimo nieprzychylności władz zakonnych, pozwolił bratu Stanisławowi Kubiakowi udać się do Polski. Mógł to uczynić, gdyż Zgromadzenie Braci Miłosierdzia było jeszcze w tym czasie na prawach diecezjalnych. W ten sposób Andrzej Kubiak 21 sierpnia 1919 r. powrócił do umiłowanej Ojczyzny, na razie zatrzymując się w Warszawie.

W Warszawie po czterech tygodniach tułaczki otrzymał pracę jako laborant w Szpitalu Dzieciątka Jezus, w którym pracował do 15 sierpnia 1920 r. Oprócz pracy w szpitalu podjął się dodatkowo obowiązku opieki nad chorymi w domach prywatnych. W stolicy spotkał ks. Kazimierza Malińskiego z Poznania, posła na Sejm w Warszawie. Brat Stanisław zwierzył mu się z chęci przeszczepienia Braci Miłosierdzia do Polski. Rezultatem tego spotkania było wypowiedzenie pracy w szpitalu i wyjazd do parafii Matki Bożej Bolesnej w Poznaniu, gdzie podjął pracę zakrystiana przy kościele, którego proboszczem był opatrznościowo spotkany kapłan. Oprócz pracy w zakrystii brat Kubiak podjął się i tutaj obowiązku odwiedzania chory i ich pielęgnacji na terenie parafii. Tutaj także, podobnie jak w Niemczech, swoją postawą pełną skupienia, pokory, pobożności i pracowitości wzbudzał wśród ludzi sympatię i szacunek. Był dla wielu pociągającym wzorem. Nic więc dziwnego, że powoli zaczęli się zgłaszać do niego pierwsi kandydaci. Na skutek zerwania więzi z władzami zakonnymi w Trewirze brat Stanisław zaczął myśleć o utworzeniu nowej wspólnoty zakonnej.

21 kwietnia 1921 r. zgodnie z przepisami ówczesnego prawa cywilnego zameldował władzom państwowym o tworzącym się zgromadzeniu, podając siebie jako przełożonego. W tym samym roku, 14 września, przyjął wraz z dwoma towarzyszami: Marcinem Narożnym i Wojciechem Sobkowiakiem habit zakonny z rąk ks. Kazimierza Malińskiego. Zaczęło się w ten sposób regularne życie zakonne braci duszpasterskiej pomocy od Najświętszego Serca Pana Jezusa, bo taką nazwę przyjęli.

Pomimo różnych trudności, także ze strony ks. proboszcza i podwładnych, brat Stanisław Kubiak prowadził konsekwentnie swoją myśl tworzenia nowej wspólnoty. 11 czerwca 1923 roku, będąc na audiencji u ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego, kardynała Edmunda Dalbora, przedstawił szczegółowo historię wspólnoty, cel i charyzmat, a także przeżywane trudności. W trzy miesiące później, 21 listopada 1923 r., kard. Dalbor formalnie zatwierdził nowe zgromadzenie. Wspólnota poznańska rozwijała się coraz bardziej, przybywało kandydatów.

19 kwietnia 1924 r. dokonano wyboru pierwszego zarządu zgromadzenia. Przełożonym naczelnym został oczywiście jego założyciel – brat Stanisław. Kubiak od tej pory podwoił swoje starania o wzrost duchowy, liczebny i materialny wspólnoty. Dzięki jego pracowitości i wielu wyrzeczeniom nabyto na własność dwie posiadłości w Puszczykowie koło Poznania. Najpierw, 17 października 1924 r., brat Stanisław zakupił willę „Warta”, w dwa lata później, 21 stycznia 1926 r. – drugą willę „Przemysławkę”. Obie posiadłości, tworząc jeden dom zakonny, stały się domem głównym zgromadzenia, gdzie obecnie mieści się zarząd generalny Braci Serca Jezusowego.

17 kwietnia 1926 r. po raz pierwszy w historii nowej kongregacji odbyła się profesja zakonna 11 braci wraz z jej założycielem, bratem Stanisławem. W duchu wdzięczności, z inicjatywy brata Kubiaka, 22 lipca tegoż roku wystawiono przed domem w Puszczykowie pomnik ku czci Najświętszego Serca Jezusowego – głównego Patrona zgromadzenia.

W szczególnym okresie rozkwitu zgromadzenia przyszedł na nie bolesny cios. Ogrom pracy, cierpień i różnorakich przeżyć ujemnie wpłynął na zdrowie brata Stanisława. W 1926 r. zaczął ciężko chorować i praktycznie stan ten trwał aż do śmierci, która nastąpiła 9 grudnia 1928 r. w Szpitalu Miejskim w Poznaniu. Zwłoki jego spoczęły na cmentarzu archikatedralnym w Poznaniu, w grobowcu zgromadzenia, skąd zostały przeniesione do Puszczykowa w 1966 r. i złożone w szklanej urnie na miejscowym cmentarzu. Pamięć o nim trwa.

Obecnie wspólnota Braci Serca Jezusowego pracuje i modli się na terenie Polski, Włoch i Niemiec. Ciągle potrzeba gorliwych naśladowców świątobliwego brata Stanisława Andrzeja Kubiaka, aby „Ewangelia była w pełni wypełniona”, a miłosierne i pełne miłości Najświętsze Serca Jezusa – coraz bardziej znane i kochane.

Adres domu generalnego: 62-040 Puszczykowo k. Poznania, ul. Br. Józefa Zapłaty 2.

 

Artykuł ukazał się w: Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie, nr 1 (939), styczeń 2000, str. 94-96.

 

*******

 

 

 

 

Bliżej Domu Generalnego

„Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi,
zbudzi się: jedni do wiecznego życia,
drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie.
Mądrzry będą świecić jak blask sklepienia,
a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości,
jak gwiazdy przez wieki i na zawsze”
(Dn 12,2-3)

 

Dnia 27 listopada 1964 roku została dokonana ekshumacja doczesnych szczątków braci: Stanisława Andrzeja Kubiaka, założyciela Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, Stanisława Mendla, nowicjusza Romana Siwy i postulanta Wilhelma Sapotty z cmentarza św. Małgorzaty w Poznaniu, na cmentarz parafialny w Puszczykowie. W tym samym dniu ekshumowano na cmentarzu puszczykowskim szczątki braci z dwóch grobów.
Szczątki braci złożono do jednej trumny, w której w szklanej urnie umieszczono także prochy Brata Założyciela Stanisława Andrzeja Kubiaka. Do urny tej został włożony dokument stwierdzający autentyczność jego szczątków i protokół z dokonanej ekshumacji braci z różnych grobów do wspólnej mogiły.
Ekshumacja została przeprowadzona w obecności kapelana Zgromadzenia – ks. mgr. Wacława Nowaczyka, Przełożonego Naczelnego – br. Władysława Hołuba i jego zastępcy, oraz kilku braci. Kopia tego protokółu znajduje się również w aktach generalnych Zgromadzenia. Od czasu ekshumacji, do wspólnej mogiły chowani są braci, których bieg życia zakończył się w kongregacji. Niech im ziemia lekką będzie i niech odpoczywają w pokoju!
W sierpniu 1966 r. został zbudowany nagrobek określający mogiłę. Na tablicach memoratywnych zostały wypisane nazwiska spoczywających w niej braci. I tak powoli powstaje druga księga powołanych przez Boga braci, ale do innego życia – do życia w wieczności z tym, który ich powołał, Jezusem Chrystusem.
Nagrobek jest wykonany z fundacji braci placówki warszawskiej przy katedrze św. Jana Chrzciciela na Starym Mieście. Przełożonym tej placówki był w owym czasie br. Józef Szymanek.

 

Jest droga, która wiedzie nas….

Pomiędzy wzgórzem klasztorym i nowicjackim od początku użytkowania przez Zgromadzenie nabytego terenu, w sposób naturalny, została wytyczona droga wjazdowa na teren klasztoru, było to najmniej strome wzniesienie. W okresie roztopów wiosennych, opadów deszczu, jesiennych szarug, opadów śniegu – droga ta stawała się nieprzejezdna. Częstotliwość korzystania z tego jedynego wjazdu wzrastała wraz z rozwojem gospodarstwa i innym potrzebami Zgromadzenia.
Wiosną 1964 roku bracia podjęli pracę przy uregulowaniu drogi i dostosowaniu jej do bieżących potrzeb. Na całej długości wyrównano jej bieg i poziom, utwardzono kamieniami, wyrównano żużlem, okopano po obydwóch stronach rowem, w celu odprowadzenia wody ociekającej ze zboczy.
Przy bramie wjazdowej uporządkowano teren i podjazd do drogi, zamontowano nową bramę zabezpieczającą teren klasztorny od ul. Wysokiej (obecnie ul. Br. Zapłaty). Zbocza ul. Wysokiej zalesiono sadzonkami: sosny, brzozy i topoli. Obecnie pięknie okala młody las teren klasztoru od strony Puszczykowa.
W latach następnych zostały poddane przebudowie drogi komunikacji wewnętrznej na całym wzgórzu, pomiędzy domem nowicjackim, gospodarstwem i zabudowaniem klasztorym – dawną willą „Przemysławką”. Wszystkie drogi zostały utwardzone betonem i wieńczy je rondo, które jest estetycznie utrzymane.
Droga to nie tylko trasa, po której toczą się cztery kółka pojazdów mechanicznych, czy wózków podręcznych, potrzebnych w gospodarstwie. Po tych drogach klasztornych przechadzają się w wolnych chwilach, czy w obowiązującej ciszy zakonnej, młodzi ludzie, którzy weszli na nową drogę swojego życia. Drogę dobrowolnie przez siebie obraną, odpowiadając na głos powołania. I tak, jak te rozpadliny starych dróg klasztornych, z wielkim trudem stały się nieomal autostradami, tak i młody człowiek: postulant, czy nowicjusz, ma równać drogę swojego życia i powołania. Podejmując trud pracy nad sobą, droga z czasem staje się prosta, równa, oświetlona łaską Bożą, oznakowana czytelnie Konstytucjami i Ustawami Zgromadzenia. Tak wypracowana droga życia zakonnego prowadzić będzie do pracy na różne placówki.
Po tych drogach klasztornych chodzą również weterani życia zakonnego, którzy widzą trud swojej pracy. Dopełniają na tym wzgórzu kielicha swojego życia, w którym wszystko się mieści. Przechadzając się po tych drogach, wspominają swój postulat i nowicjat, śluby czasowe i wieczyste, swoje jubileusze, które przeżywali w Zgromadzeniu, swoje placówki, na których ofiarnie pracowali. Przyjdzie jednak czas, kiedy odbędzie się ostatnią przechadzkę za swojego życia po tych drogach, tak wydeptanych przez lata. I nadejdzie czas nie ostatniego spaceru, ale ostatniej podróży odbytej po klasztornej drodze, po której już się nie wróci do domu zakonnego, a powiększy się listę drugiej księgi powołanych na tablicy memoratywnej, wspólnej mogiły Braci Serca Jezusowego, na cmentarzu w Puszczykowie.

 

*******

 

 

 

Charyzmat założycielski Brata Stanisława Andrzeja Kubiaka /1877-1928/

Termin charyzmat założycieli pojawia się po raz pierwszy w adhortacji apostolskiej „Evangelica testificatio”, a jego najpełniejsza definicja znajduje się w „Mutuae relationes”. Z definicji tej wynika, iż charyzmat założycieli jest to dar Ducha Świętego udzielony osobie Założyciela, przygotowujący ją na szczególne powołanie i misję w Kościele. Jest to także dar wspólnotowy, angażujący więcej osób do realizacji tej misji w czasie oraz dar dla Kościoła przyczyniający się do jego rozwoju.

W spojrzeniu na charyzmat Założyciela ważne jest zwrócenie uwagi na fakt, iż Założyciel miał świadomość, że został powołany do utworzenia nowej rodziny zakonnej. To on określał jej cele, sposób życia i przekazywał swego ducha najpierw poprzez modlitwę, cierpienie, świadectwo życia, a dopiero potem poprzez rady i informacje. Nie ulega wątpliwości, że przekazując swego ducha przekazywał także swój charakter, osobowość i świętość.

Brat Stanisław Andrzeja Kubiak jako Założyciel Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego przekazał swego ducha pierwszym braciom, tym, którzy pociągnięci przykładem jego życia, przyjęli go za swój.

Co sprawiło, że poszli drogą wytyczoną przez br. Stanisława? Przyjrzyjmy się jego osobie jako człowiekowi, chrześcijaninowi i zakonnikowi, by odpowiedzieć na to pytanie.

 

RYS BIOGRAFICZNY

Andrzej Kubiak pochodził z Wielkopolski, która to w chwili jego narodzin znajdowała się pod zaborem pruskim, a urodził się 10.11.1877 roku w Koszanowie koło Śmigla. W dniu 18.11.1877 roku, przyjął chrzest w rodzinnej parafii w Śmiglu. Na chrzcie świętym otrzymał imię Andrzej. W roku 1892 ukończył szkołę podstawową w Sączkowie. Okres dzieciństwa i dorastania Andrzeja przypadł na koniec XIX wieku, był to czas wzmożonej emigracji ludności ziem polskich. Poszukiwano lepszych warunków bytu dla całych rodzin. Prawdopodobnie sytuacja materialna rodziny Kubiaków była przyczyną wyjazdu za granicę, zaledwie piętnastoletniego młodzieńca. Wyjechał on do Niemiec i zatrzymał się w Westfalii, w miejscowości Bankau. Znalazł pracę jako górnik w jednej z westfalskich kopalni. Tam pracował przez sześć lat. Jednak Bóg w swych planach przewidział dla Andrzeja Kubiaka inną drogę. W dwudziestym pierwszym roku życia usłyszał on w duszy głos powołania do służby Bogu i podążył za tym głosem wstępując do Zgromadzenia Braci Miłosierdzia od Maryi Wspomożycielki w Trewirze. Chrystus wezwał go do wielbienia Boga i służenia ludziom przez złożenie ślubów zakonnych. Andrzej złożył prośbę o przyjęcie do zgromadzenia, zaznaczając, że chce zostać bratem zakonnym. Prośba jego została rozpatrzona pozytywnie i w dniu 4.11.1898 roku rozpoczął postulat, w trakcie którego został wezwany do odbycia obowiązkowej służby wojskowej, po czym powrócił do klasztoru. W dniu 8.03.1902 roku Andrzej otrzymał zakonny habit i rozpoczął dwuletni nowicjat, który odbył w Trewirze. Dnia 8.03.1904 roku złożył profesję zakonną na trzy lata i otrzymał imię zakonne Stanisław, którego będzie używał aż do śmierci. Jako członek Zgromadzenia Braci Miłosierdzia oddawał się pielęgnacji chorych w szpitalu prowadzonym przez to Zgromadzenie, jako pielęgniarz, laborant i salowy.

7 marca 1907 roku w Trewirze br. Stanisław złożył śluby wieczyste, po których został skierowany do pracy w laboratorium szpitala Braci Miłosierdzia w Koblencji. Przebywał tam i pracował kilka lat. Gdy wybuchła I wojna światowa, życie zakonne i pracę w szpitalu br. Stanisława przerwało wcielenie do Armii Pruskiej w dniu 16 listopada 1916 roku.

Br. Stanisław zostaje przydzielony do kompanii sanitarnej w VIII Armii Pruskiej i skierowany na front wschodni, w okolice Wołynia. Tam, po kilku miesiącach, zostaje dotknięty poważna chorobą i zapada na ciężkie zapalenie nerek, śpiączkę i kurcze. Stan jego był tak poważny, że zachodziła obawa o jego życie. Kuracja wymagała długiego leczenia. Przez pierwszy, najtrudniejszy okres choroby, przebywał w szpitalu polowym na Wołyniu. Tam też został uznany za niezdolnego do dalszej służby wojskowej. Gdy stan zdrowia poprawił się na tyle, iż br. Stanisław mógł podróżować, powrócił do Zgromadzenia. Przełożeni wysłali go do szpitala Braci Miłosierdzia w Padeborn, gdzie po powrocie do pełni sił pracował w charakterze pielęgniarza i w szpitalnym laboratorium. W czasie pracy w tym szpitalu dojrzewała u br. Stanisława myśl, by powrócić do wolnej Ojczyzny, przeszczepić Zgromadzenie Braci Miłosierdzia i nieść pomoc rodakom w po wojennej pożodze.

Po dwukrotnej wizycie w Trewirze u biskupa Koruma, brat Stanisław uzyskał ustne pozwolenie na powrót do Ojczyzny. Dnia 15 sierpnia 1919 roku opuścił trewirski klasztor Braci Miłosierdzia i przyjechał do Polski.

To, co br. Kubiak zastał po przyjeździe, nie napawało optymizmem. Sytuacja Kościoła w Polsce po odzyskaniu niepodległości była bowiem bardzo złożona. W granicach Polski mieszkała ok. 27 mln ludzi z czego jedna trzecia to były mniejszości narodowe. Katolików w owym czasie było ok. 66%, a pozostałe 34% stanowili innowiercy i niewierzący. Wojna niosła ze sobą ból i cierpienie tysięcy ludzi, głód i nędza były powszechne. Kościół już pod koniec działań wojennych, wspólnie z instytucjami świeckimi i środowiskami emigracyjnymi podejmował wysiłki by temu zaradzić.

W miesiąc po odzyskaniu niepodległości odbyła się pierwsza Konferencja Episkopatu Polski, która w liście do wiernych nawoływała do jedności i wspólnych wysiłków dla odbudowy państwa. Zreorganizowano struktury kościelne, stworzono pierwszy uniwersytet katolicki w Lublinie (KUL). Znacznie zaktywizowała się działalność zakonów, zarówno męskich jak i żeńskich. Powstało wiele zupełnie nowych zgromadzeń, których charyzmat odpowiadał aktualnym potrzebom Kościoła. Powstało wiele szkół zakonnych i wydawnictw katolickich. Zakony, zwłaszcza żeńskie prowadziły szpitale, domy pomocy społecznej, sierocińce i przytułki dla biednych, gdyż działalność w tym kierunku, zwłaszcza po zniszczeniach wojennych była bardzo potrzebna. Taki właśnie obraz Kościoła katolickiego w Polsce zastał br. Stanisław po przybyciu do Ojczyzny.

Po czterech tygodniach tułaczki i zamieszkiwania wśród biednych br. Kubiak dostał stałą posadę jako laborant na wydziale chorób wewnętrznych w Szpitalu Dzieciątka Jezus, pracował tam od 15.09.1919 do 15.12.1920 roku.

Dnia 17.02.1920 roku brat Stanisław rozpoczął odwiedzanie chorych w mieście w ich domach, pielęgnowanie ich i leczenie. By posługa ta była jeszcze skuteczniejsza br. Stanisław wynajął na ulicy Hożej 86 pokój, w którym przyjmował chorych.

Po kilku miesiącach tej intensywnej działalności na prośbę Konsystorza Warszawskiego przyjechał do br. Stanisława brat z Zakonu Bonifratrów z prośbą, by przeszedł do ich Zakonu. Odpowiedź br. Stanisława była negatywna. Miało to miejsce 30.07.1920 r.

Ks. Kazimierz Maliński, proboszcz parafii M.B. Bolesnej na Łazarzu w Poznaniu, będąc w Warszawie i słysząc o działalności br. Stanisława, odszukał go i zaproponował pomoc w realizacji planów założenia zgromadzenia i dalszego leczenia chorych. Dzieło to miało się dokonywać w Poznaniu przy powyższej parafii. Faktem jest iż po tym spotkaniu br. Stanisław wypowiedział pracę w warszawskim szpitalu i w dniu 16 grudnia 1920 roku przybył do Poznania. We współpracy z Ks. Proboszczem zaczął gromadzić tu ludzi, którzy mieliby tworzyć zalążek nowej wspólnoty zakonnej, co przecież było celem jego przybycia do Polski. Dnia 1.04.1921 r. Ks. Proboszcz Maliński ofiarował braciom mieszkanie, natomiast wszystkie sprzęty do niego bracia zakupili za ofiary, które br. Stanisław dostawał za opiekę nad chorymi. Ponadto Ks. Proboszcz w domu św. Antoniego wyremontował jeden pokój, który służył jako sypialnia dla dwóch braci, a w dzień br. Stanisław opatrywał tam ramy i udzielał porad przychodzącym chorym.

Jak potrzebna i uznawana w powojennej Polsce była opieka nad chorymi niech świadczy fakt, iż 9.04.1921 roku br. Stanisław w uznaniu zasług otrzymał bezpłatną kartę tramwajową.

W dniu 30 lipca 1921 roku jego działalność społeczna została zatwierdzona przez Magistrat miasta Poznania i br. Stanisław otrzymał oficjalne pozwolenie na opiekę nad chorymi. Pozwolenie to wydał lekarz powiatowy dr Szulc.

Wokół br. Stanisława zaczęli gromadzić się młodzi ludzie, pragnący żyć tak jak on, poświęciwszy się leczeniu chorych i żyjąc w stanie konsekracji zakonnej. Zamysł brata Stanisława o stworzeniu rodziny zakonnej na wzór Braci Miłosierdzia z Trewiru zaczął przybierać coraz to realniejsze kształty.

Dnia 21.IV.1921 r. zgodnie z ówczesnymi przepisami, br. Kubiak zameldował władzom państwowym tworzące się Zgromadzenie. W tym samym roku wraz z dwoma współbraćmi przyjął habit zakonny. Formalnie Zgromadzenie zostało zatwierdzone przez arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego 21.XI.1923 roku.

Znamienną datą dla br. Stanisława był dzień 17.IV.1926 roku, kiedy to wraz z 10. współbraćmi złożył pierwsze śluby zakonne.

Następne dwa lata życia br. Kubiaka to był nieustanny wysiłek umacniania nowo powstałej wspólnoty, troska o karność zakonną, zakładanie nowych domów. Swoje ziemskie życie zakończył 9 grudnia 1928 roku w Poznaniu, w opinii świętości.

 

Realizacja powołania br. Stanisława

Andrzej Kubiak wstępując do Zgromadzenia Braci Miłosierdzia, był świadomy, iż głównym zadaniem, jakie wykonują członkowie powyższej wspólnoty, czyli ich charyzmatem, jest służba drugiemu człowiekowi, zwłaszcza choremu i cierpiącemu. Ten charyzmat odczytał również młody Andrzej, dlatego jego pobyt w klasztorze Braci Miłosierdzia był ciągłym umacnianiem się w powołaniu i przygotowaniem do dalszego dzieła, jakie mu Pan wyznaczył.

Powołanie zakonne to tajemnica miłości Boga i Jego odwiecznych planów; to dar darmo dany, a równocześnie zadanie, dar podejmowany i realizowany na płaszczyźnie wiary i bezgranicznej miłości Boga i ludzi. Dla Andrzeja Kubiaka znamiennym znakiem w dawaniu tej odpowiedzi Bogu za otrzymany dar powołania zakonnego jest prośba o przyjęcie go do zakonu typowo niemieckiego. Pamiętamy, że w chwili wstąpienia, tj. w 1898 roku, Polska nadal była pod zaborami. Wielkopolska znajdowała się pod zaborem pruskim, dlatego wstąpienie do tego zakonu, świadczy o bezgranicznym zaufaniu Andrzeja Kubiaka planom Bożej Opatrzności. Również znamienne w prośbie o przyjęcie do Zgromadzenia jest zaznaczenie faktu (a potem realizacja), że chce on zostać bratem zakonnym. Wczytując się w koleje jego życia, jak również w „Pamiętniki” Andrzeja Kubiaka, widzimy, że dążył do ideału życia zakonnego z całych sił, bezgranicznie, zawsze pokładając ufność w Bogu.

Wkrótce po przyjęciu do zgromadzenia Andrzeja Kubiak został poddany kolejnej próbie swego powołania. Został wezwany do odbycia obowiązkowej służby wojskowej. Służba ta jednak nie zachwiała powołaniem Andrzeja i po jej skończeniu powraca do klasztoru. Tej powrót jest kolejnym dowodem jego wielkiej, głębokiej miłości do Chrystusa i chęci służenia ludziom – lecząc ich i pielęgnując.

Lata formacji zakonnej, jakie przeżywa w klasztorze Braci Miłosierdzia, przyniosły obfite owoce. Stąd można przypuszczać, iż nie był to czas zmarnowany. Był to okres wytężonej pracy, zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Z zapałem i poświęceniem oddawał się bowiem pielęgnacji chorych, m. in. w szpitalu w Koblencji. Dowodem jego dobrem, wzorowej pracy są opinie i świadectwa lekarzy, przełożonych i współpracowników br. Stanisława. Jednocześnie był to czas pogłębienia życia wiarą, wytężonej pracy wewnętrznej, kształtowania się, a potem ugruntowania w sobie nabytych cnót zakonnych, tak niezbędnych do gorliwego życia wspólnotowego. Ten duch opieki nad chorymi i biednymi zakorzenił się w duszy br. Stanisława bardzo głęboko. Widać to wyraźnie już po powrocie do Polski w fakcie jego niestrudzonego zapału do leczenia chorych rodaków w Warszawie, a potem w Poznaniu, „czując miłość do Najświętszego Serca Jezusa, aby tu Jego nieskończone Miłosierdzie i Miłość ku biednym chorym rozmnażać i powiększać” – co zapisał Kubiak w pamiętnikach. Życie zakonne nabrało w Polsce tempa i odpowiedniego charakteru, gdyż charyzmat Zgromadzenia i charyzmat własny br. Stanisława nałożyły się na siebie i były zgodne. Brat Stanisław czynił to, czego od niego wymagał sam Chrystus. Tak więc lata formacji zakonnej, jakie w klasztorze Braci Miłosierdzia przeżył, przyniosły po czasie obfite owoce. Wiemy to z dalszych lat jego życia, gdyż tworzył nową rodzinę zakonną. Stąd też można przypuszczać, iż był to czas wytężonej pracy wewnętrznej, kształtowania i ugruntowania życia zakonnego na miarę łaski powołania, którą został obdarowany.

Obserwancja zakonna jest traktowana przez br. Stanisława bardzo poważnie, cnota ta przyczyni się do utrzymania w karności braci w czasie pierwszych, trudnych lat istnienia nowo powstałego Zgromadzenia. Był to również czas gorliwej pracy zewnętrznej, kierowanej posłuszeństwem zakonnym i własną gorliwością służenia Bogu i ludziom.

W czasie swego pobytu u Braci Miłosierdzia brat Stanisław pracował zazwyczaj jako pielęgniarz, laborant lub salowy. Były to prace pomocnicze, bezpośrednio nie związane z wykonywaniem specjalistycznych czynności przy chorych, takich, które wykonują chirurg czy np. stomatolog. Jednak praca laboranta, salowego czy pielęgniarza również jest bardzo ważna, a przede wszystkim daje szerokie możliwości kontaktu z chorym, cierpiącym człowiekiem. Jest to praca równie ważna jak praca lekarza, gdyż zawsze tu chodzi o dobro i zdrowie człowieka. Pielęgniarz, który jest zakonnikiem, może niejednokrotnie zrobić więcej dobra dla chorego niż lekarz.

Można powiedzieć, że opieka nad chorymi, w wymiarze zakonnym, miała u brata Stanisława dwa wymiary. Pierwszym wymiarem był wymiar zewnętrzny, polegający na sumiennym, gorliwym wykonywaniu powierzonych sobie obowiązków, tak, jak by się opiekowało chorym Chrystusem. Zewnętrznym znakiem ciągłego podnoszenia kwalifikacji zawodowych przez br. Stanisława, było pomyślne zdanie egzaminu przed komisją państwową i uzyskanie tytułu wykwalifikowanego pielęgniarza.

Miernikiem wewnętrznej dojrzałości i postępu w życiu duchowym było złożenie przez brata Kubiaka wieczystych ślubów zakonnych, co było znakiem tego, iż br. Stanisław w oczach władz Zgromadzenia, które w takich sytuacjach jawią się jako widzialna Wola Boża, był gotów bez reszty poświęcić się Bogu przez służbę ludziom chorym, cierpiącym i potrzebującym. Pozwolenie na śluby wieczyste było miarodajną opinią, iż br. Stanisław jest odpowiednio przygotowany zawodowo i ukształtowany, uformowany wewnętrznie.

W czasie pracy w szpitalu w Padeborn dojrzewała u br. Stanisława myśl powrotu do Polski, w celu przeszczepienia Zgromadzenia Braci Miłosierdzia na jej teren, otoczenia opieką chorych i służenia człowiekowi cierpiącemu. Motywy swego powrotu do kraju podaje sam br. Stanisław w swoim „Pamiętniku”, pisanym od chwili przybycia do wolnej Ojczyzny: „To miłość kazała mi podjąć służbę dla dobra cierpiących Rodaków. Jestem pewien, że mnie Pan Bóg do zmartwychwstałej Ojczyzny skierował po to, aby realizować myśl i dzieło założyciela Zgromadzenia Braci Miłosierdzia”, i w innym miejscu: „Czując miłość do Najświętszego Serca Jezusa, aby tu (w Polsce) Jego nieskończone miłosierdzie i miłość ku biednym i chorym rozmnożyć i powiększyć”. Na tle tych słów widać wielki patriotyzm br. Stanisława i przeogromne pragnienie pomocy chorym i biednym Rodakom.

Po dwukrotnej wizycie w Trewirze u biskupa Koruma, br. Stanisław uzyskał ustnie pozwolenie na powrót do Ojczyzny. Tę doniosłą chwilę tak opisuje br. Stanisław Rybicki FSC, w swojej książce o Zgromadzeniu: „Brat Stanisław stanął jako bohater Chrystusowy w ten dzień 15. sierpnia 1919 roku przed południem i stanowczo, lecz z ciężkim acz wesołym sercem, ufając Boskiemu Sercu Jezusa i Maryi, klęcząc w kaplicy zakonnej Zgromadzenia pożegnał się z nią i puścił się w podróż do Polski”.

Przybył do Warszawy, gdzie rozpoczął się nowy, zupełnie inny rozdział w jego życiu. Chociaż od początku br. Kubiakowi nie wiodło się najlepiej to jednak upór i wiara, że podąża słuszną drogą, pomogły mu przetrwać ten trudny dla niego okres. Praca laboranta, którą podjął w szpitalu Dzieciątka Jezus, nie wystarczała do zaspokojenia wewnętrznych pragnień pomocy potrzebującym, jakie żywił w sercu brat Stanisław. Być może brakowało mu bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, a być może czuł, iż może jeszcze w lepszym stopniu wykorzystać swoje umiejętności. Dlatego rozpoczął odwiedzanie chorych w mieście, pielęgnowanie ich i leczenie, zarówno w domach, jak i w wynajętym przez siebie pokoju. W ten sposób br. Stanisław dopiął jednego z celów, jakie mu przyświecał – poświęcenie się dla chorych. Było to poświęcenie się bezgraniczne. Mówią o tym słowa, które można przeczytać w „Pamiętniku” i wyczuć z nich nutę wielkiego zadowolenia: „Przychodziło wielu chorych, tak z wolna nareszcie miałem tylu chorych, że sobie rady nie mogłem dać”. Być może dalsze losy br. Stanisława toczyłyby się na terenie Warszawy, gdyby nie spotkanie z ks. K. Malińskim i jego propozycja pomocy przy założeniu Zgromadzenia, ale na terenie Poznania. Dlatego też br. Stanisław udał się tam niezwłocznie i podjął się opieki nad chorymi, a równocześnie gromadził przyszłych członków Zgromadzenia. Z chwilą napływu nowych kandydatów, br. Stanisław bardziej skupił się na tworzeniu i początkach istnienia Zgromadzenia, co znalazło odzwierciedlenie także w zapiskach „Pamiętnika”. Jako gorliwy zakonnik starał się łączyć posługę chorym z posługą braciom. Z czasem stosunki z Ks. Proboszczem K. Malińskim, z różnych powodów, zaczęły się pogarszać. Wobec tej sytuacji ciężar tworzenia i prowadzenia nowej wspólnoty zakonnej spoczął na barkach brata Stanisława.

Pomimo wszystkich trudności jako go spotkały, jako doświadczony brat zakonny wiedział, gdzie ma szukać oparcia, takiego, na których się nie zawiedzie, gdzie dziękować, za to, co już się spełniło. Sam wyraził to słowami: „Do tego czasu wszystko się ziściło, bo przeciwności nie brakowało. Niech się stanie wola Twoja święta i proszę Cię tylko o łaskę Twoją świętą. Wszystko Tobie ofiaruję, bo z miłości ku Tobie wszystko przetrzymam, a Ty Matko moja najdroższa, najmilsza Panno Maryjo, nie opuszczaj nas i w ogóle Braci, póki tu na ziemi jesteśmy, będąc w opiece Twojej”.

W dalszych notatkach br. Stanisława przez kilka następnych lat nie ma wzmianki o posłudze chorym. Jednak posługa ta, choć w ograniczonym wymiarze, była. Potwierdzeniem tego jest fakt, iż w uznaniu zdolności pielęgniarskich ks. bp. S. Łukomski – sufragan poznański, poprosił br. Stanisława o pielęgnowanie ciężko chorego ks. kard. Edmunda Dalbora – ówczesnego Prymasa Polski.

Pielęgnacja Ks. Kardynała Dalbora była jakby widzialnym darem i Opatrzności Bożej za wiele lat posługi chorym, jaką czynił br. Stanisław; była nagrodą za pomoc bliźnim i służbę Kościołowi.

Opieka nad umierającym Kardynałem jest ostatnią posługą choremu, jaką odnotował br. Stanisław w „Pamiętniku”.

Ostatni rok życia br. Stanisława to zmaganie się z własnymi chorobami, które przeżywał, w myśl słów św. Pawła: „Teraz radują się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).

 

Duchowość Założyciela – br. Stanisława

Powyżej prześledzono życie i drogę powołania br. Stanisława. Obecnie zatrzymać się trzeba nad głębią jego wnętrza, które można poznać głównie z osobistych zapisków br. Stanisława, umieszczonych w „Pamiętniku”. Z jego kart br. Kubiak jawi się jako człowiek głębokiej wiary, wyrażającej się w zaufaniu Bogu i wiernym wypełnianiu Jego woli. To zaufanie Bogu towarzyszyło mu przez całe życie: od domu rodzinnego poprzez pracę w Westfalii aż do wstąpienia na drogę życia zakonnego, i trwało aż do śmierci. Ufając Bożej Opatrzności i Jej planom podjął trud przeszczepienia, a ostatecznie założenia nowego Zgromadzenia w Polsce. Trudy życia, doświadczenia i pokusy, niejednokrotnie wystawiały na próbę jego wiarę, lecz ufność w Miłosierdzia Boże i pełne zaufanie pozwoliło mu wychodzić z nich mocniejszym, coraz bliższym Bogu, w którym podkładał całą swoją nadzieję.

Owa dziecięca ufność i pokładana jedynie w Bogu nadzieja zaowocowały wielką miłością br. Stanisława, uzewnętrzniająca się niejako w trzech wymiarach, w miłości do Boga, człowieka i Ojczyzny.

Brat Stanisław kochał Boga, szczególnie w tajemnicy Jego Boskiego Serca, całkowicie był w Nim rozmiłowany i pogrążony. „Czując miłość do Najświętszego Serca Jezusa, aby tu Jego nieskończone miłosierdzie i miłość ku biednym chorym rozmnożyć i powiększyć”. Jego serce wypełnione było troską o chwałę Bożą i wdzięcznością Bogu za Jego dary. Właściwie to na tajemnicy Serca Jezusowego kształtowało się życie wewnętrzne br. Stanisława, które czcił w szczególny sposób. Jego opiece powierzył powstające Zgromadzenie i całego siebie: „O, Najświętsze Serce Jezusowe, w którym ja moje układy tego założenia Zgromadzenia w Tobie najpierwsze moje (oddychanie) poufnie położyłem… pragnienie Serca Najświętszego poczyniłem, nie zwracając (uwagi) na nędzę i biedę, bez pieniędzy w teraźniejszych czasach tylko z miłością w sercu ku Twemu Najświętszemu Sercu to wszystko uczyniłem i przezwyciężyłem – pisał w „Pamiętniku”.

Wszystkie przejawy jego życia miały źródło w tajemnicy Serca Jezusowego. Z niej czerpał siłę do przezwyciężenia trudności, ale także dla Niego w pokorze i cichości znosił doświadczenia życiowe i pokusy. To miłość Serca Jezusowego rodziła w nim radość i wdzięczność nie tylko za najmniejsze dobro, ale i za największe przeciwności. Dla br. Stanisława wdzięczność to miłość, wierność i oddanie. Ogarniał nią zarówno Boga troszczącego się jak Ojciec o swoje dziecko, Kościół i ludzi, szczególnie tych, którzy w jakikolwiek sposób spieszyli mu z pomocą lub wyświadczali choćby jakieś nieznane dobro. To wdzięczność była źródłem aktywności apostolskiej br. Stanisława, to ona rodziła radość ze służby Bożej, motywowała do ofiary i poświęcenia.

Miłość Boga to także wierność powołaniu zakonnemu i posłuszeństwo woli Bożej, co niosło za sobą niejednokrotnie cierpienie i różne doświadczenie życiowe, które znosił w duchu pokory i cichości serca na wzór Serca Jezusowego.

Pierwszym momentem, który wskazuje jak ważne było dla br. Stanisława powołanie zakonne, to powrót do zakonu w Trewirze, po odbytej służbie wojskowej (wezwanie, które przerwało mu postulat).

Inny moment to sprawa powrotu do Polski, którą urzeczywistnił dopiero w chwili uzyskania, wprawdzie ustnego, ale pozwolenia od biskupa.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt jego zgłoszenia się do zakonu na brata zakonnego. Powołanie brackie można przyrównać do ewangelicznej postaci św. Józefa, oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, który był zawsze cichy, pokorny, i który chociaż często nie w pełni rozumiejący, co się wokół niego działo, bezgranicznie ufał Bożym planom, a po spełnieniu swej misji, jak cichy żył, tak też cicho odszedł po wieczną nagrodę (por. Mt 1, 18-25; 2,13-15.19-23). W osobie św. Józefa widać również piękny przykład uświęcenia pracy ludzkiej. Brat zakonny, podobnie jak św. Józef, powinien być zawsze cichy i pokorny, pracowity i pełen autentycznej troski o innych. Śledząc koleje życia, jak również wczytując się w „Pamiętniki” Andrzeja Kubiaka, widać, że dążył on do ideału życia zakonnego z całych sił, bezgranicznie, zawsze pokładając ufność w Bogu.

W „Pamiętniku” niejednokrotnie Kubiak zapisał, że był szczęśliwy w swoim powołaniu zakonnym, często wyrażając Bogu wdzięczność za ten dar, do czego także zachęcał współbraci. Kładł on szczególny nacisk na karność zakonną, zachowanie reguł i posłuszeństwo, będąc wzorem dla swoich braci.

Z umiłowania Boga rodziło się umiłowanie człowieka, wrażliwość na jego potrzeby i cierpienia. Br. Stanisław pragnął czynić dobrze wszystkim, z którymi się spotykał, ale szczególnie wrażliwy był na ludzi biednych, ubogich i cierpiących. Szedł do wszystkich z dobrocią i życzliwością w duchu służby, starając się nieść konkretną pomoc materialną i duchową. „Bądźcie dobrzy dla drugich i miłosierni, tak Bóg wam się odwdzięczy”.

Głęboko przeżywana miłość Boga i ludzi zaowocowała u br. Stanisława jeszcze jednym specyficznym rysem – miłością do Ojczyzny. Miłość do Ojczyzny to był główny powód jego powrotu po trzydziestu latach do Polski. W „Pamiętniku” notuje: „Byłem szczęśliwy w klasztorze i nie opuściłem go z jakiej nienawiści (…) tylko gorąca miłość ku Ojczyźnie, i aby w niej ku większej czci i chwale Boga pracować”. Z nią połączył pragnienie przeszczepienia Zgromadzenia Braci Miłosierdzia na ziemie polskie, aby w ten sposób nieść pomoc potrzebującym. Ponadto swoją miłością ogarniał także Kościół. To w Nim realizowało swoją misję apostolską Zgromadzenie. Mimo pierwotnego założenia oddania się posłudze chorym, na wezwanie hierarchii Kościoła, jako wyraziciela woli Bożej, wraz z braćmi, podjął się misji pomocy duszpasterzom w zakrystii, przy organach i w instytucjach kościelnych.

Patrząc na życie br. Stanisława, życie pełne doświadczeń, ofiary, wyrzeczenia, a zarazem życie wierne pierwszej miłości, oddane całkowicie Bogu i ludziom, nietrudno zauważyć, że był to człowiek mężny i odważny. To męstwo i odwaga, ożywiane łaską Bożą pozwoliło mu przezwyciężyć różne trudne sytuacje życiowe, kierować się duchem ofiary, zaparcia i poświęcenia.

Nie można pominąć jeszcze jednego, dość istotnego rysu duchowości br. Stanisława, jakim jest maryjność. Maryja była dla niego Matką Jezusa i jego Matką. Ona niejako podprowadzała go do Jezusa, do Jego Boskiego Serca. Ona była jego najpewniejszą Opiekunką i Pośredniczką: „Proszę Cię, o Najsłodsze Serce Jezusa, za przyczyną Twojej Najukochańszej Matki Bolesnej, która tych wiele niezliczonych cierpień, w swoim Sercu dla nas ucierpiała, aby była naszą Pocieszycielką i obroną w naszych cierpieniach i dolegliwościach duszy i ciała”. Była mu bliska przede wszystkim jako Matka Bolesna, z którą łączyć lub ofiarował Jej swoje cierpienia.

Dodać jeszcze należy, że br. Kubiak był także człowiekiem modlitwy. Bez modlitwy niepodobna być mężnym, wiernym, całkowicie oddanym Bogu; niepodobna dostrzec, pokochać i realizować powołanie brata zakonnego. Niewątpliwie to tu, w ciszy własnego serca, spotykając się ze swym Oblubieńcem, pozwalał kształtować się Miłości, by Ją nieść innym i dzielić jak bochen chleba dla wszystkich głodnych i spragnionych, by ją dawać bezinteresownie, w zamian nie oczekując niczego poza Bogiem i Jego chwałą.

 

Założenie i rozwój pierwszej wspólnoty

Już w pierwszych zdaniach „Pamiętnika”, można przeczytać, że pragnieniem brata Stanisława Kubiaka było przeszczepienie Zgromadzenia Braci Miłosierdzia Bożego z Niemiec na polską ziemię: „Byłem tak pewien, że mnie Pan Bóg 15.08.1919 r. kierował ku zmartwychwstałej Ojczyźnie – Polsce, abym tu rozwinął dzieło naszego Założyciela, wielebnego brata Friedhofena”. Niestety, plany przeszczepienia Braci Miłosierdzia do Polski, z przyczyn bliżej nie znanych, nie zostały zrealizowane, ale jak się później okaże Bóg wyznaczył br. Stanisławowi inną misję. Obdarowując go charyzmatem założycielskim, Bóg sprawił, że wokół niego zaczęli gromadzić się ludzie pragnący poświęcić się Chrystusowi.

Wizja założenia nowej wspólnoty zakonnej przybrała realnych kształtów po spotkaniu br. Stanisława z ks. Kazimierzem Malińskim, proboszczem parafii M.B. Bolesnej w Poznaniu na Łazarzu. Ksiądz ten zaproponował bratu Stanisławowi pomoc w realizacji założenia zgromadzenia zakonnego i dalszego leczenia chorych. Dzieło to miało dokonywać się przy powyższej poznańskiej parafii. Po tym spotkaniu br. Stanisław wypowiedział pracę w warszawskim szpitalu i dnia 16.12.1920 roku przybył do Poznania.

Od samego początku pobytu w Poznaniu brat Stanisław zaczął gromadzić wokół siebie ludzi pragnących poświęcić się Bogu. Ks. Proboszcz był w tym czasie dla br. Kubiaka i gromadzących się wokół niego ludzi bardzo przychylny. Proboszcz Maliński, widząc przybywanie nowych kandydatów, ofiarował braciom mieszkanie, niestety, wszystkie sprzęty do niego trzeba było dopiero zakupić. Pieniądze na ten cel przeznaczał br. Stanisław z ofiar, które dostawał za opieką nad chorymi. Ks. Maliński zlecił również wyremontowanie jednego pokoju w domu św. Antoniego, który później służył braciom jako sypialnia dla dwóch osób, a w dzień br. Stanisław opatrywał tam rany i udzielał porad przychodzących chorym. Szybki napływ kandydatów sprawił, iż br. Kubiak postanowił podjąć posługę zakrystiańską w poznańskiej Farze. Z czasem wspólnota zaczęła przybierać w pełni zakonny charakter, zewnętrznym tego przejawem były pierwsze obłóczyny. W dniu 14.04.1921 roku habit zakonny przywdziali: br. Stanisław Andrzeja Kubiak, br. Marcin Narożny i br. Wojciech Sobkowiak. Ceremonii obłóczyn w asyście kilku księży dokonał ks. Kazimierz Maliński. Z dalszych stron „Pamiętnika” wynika, że przybywało kandydatów. Brat Stanisław w trosce o byt materialny zabiegał o poprawę warunków współbraci, przejawem tego była prośba do Magistratu miasta Poznania o zniżkę na zakup drewna opałowego, a w Urzędzie Wojewódzkim o pozwolenie na stałą kwestę.

Po zaledwie kilkunastu miesiącach pobytu braci w parafii M.B. Bolesnej na Łazarzu stosunki pomiędzy br. Stanisławem a Ks. Proboszczem Malińskim uległy pogorszeniu. Od tego czasu cały ciężar organizowania życia zakonnego nowo powstającej wspólnoty zakonnej spoczął na br. Stanisławie.

We wrześniu 1922 roku br. Stanisław dowiedział się, że życzeniem Jego Eminencji Ks. Edmunda Kardynała Dalbora jest by bracia podjęli służbę przy poznańskiej katedrze. I to uczynili. Wspólnota braci zamieszkała n Ostrowiu Tumskim w budynku zwanym „Psałterią”, a nieco później przeprowadzili się do innego, stosowniejszego budynku w pobliżu katedry. Tam też wkrótce przeprowadził się na stałe br. Stanisław. Był to wyraz wielkiego zaufania i docenienia posługi, jaką w Kościele zaczęła pełnić nowo powstała wspólnota zakonna. W fakcie przybywania nowych kandydatów Kardynał Dalbor widział szansę dalszego rozwoju tego dzieła, dlatego dnia 21.11.1923 roku, w święto Ofiarowania N.M.P., udzielił formalnego zatwierdzenia zgromadzenia pod nazwą: Zgromadzenie Braci Posługi Kościelnej pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Do tego faktu niemało przyczynili się OO. Jezuici, a szczególnie o. Schmidt, który zainspirował br. Stanisława do rozmowy na ten temat z ks. kard. Dalborem. On to również nakłaniał brata założyciela do nabycia własnego budynku jako macierzystego domu. Już jesienią 1922 roku bracia mieli zaoszczędzone w banku milion marek na kupno domu na własność Zgromadzenia. W krótkim też czasie zakupiono w Puszczykowie koło Poznania willę „Warta”, a po kilku latach w sąsiedztwie willę „Przemysławka”. Prawnie posiadłości te przeszły na własność Zgromadzenia w momencie podpisania aktu notarialnego, co miało miejsce 17.10.1924 roku.

W dniu 4.04.1926 roku br. Stanisław został poinformowany, że z Rzymu, ze Stolicy Apostolskiej nadeszło pozwolenie, by nowe zgromadzenia, pod nazwą Braci od Najświętszego Serca Pana Jezusa, mogło być uznane jako diecezjalne, a jego przełożonym został mianowany br. Stanisław Kubiak. Dnia 17.04.1926 roku pierwsi bracie w liczbie jedenastu, a wśród nich br. Stanisław, złożyli śluby zakonne. Za wszystkie łaski, jakie Zgromadzenie otrzymało, bracia ufundowali wotum dziękczynne. W Puszczykowie na wzgórzu, na terenie posesji braci, wzniesiono figurę ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Poświęcenie figury miało miejsce 22.08.1926 roku w obecności władz kościelnych i państwowych, kapłanów i wiernych oraz licznie zebranych braci. To wydarzenie bardzo umocniło i podniosło na duchu całą wspólnotę.

W roku 1926 następnych sześciu braci przyjęło habit zakonny. W dniu 3 listopada tegoż roku br. Stanisław będąc na audiencji u Ks. Prymasa Augusta Hlonda przedstawił mu rozwój dzieła, któremu dał początek. Mówił wtedy o 27 braciach tworzących tę rodzinę zakonną. W czerwcu 1927 roku za radą Ks. Prymasa Hlonda bracia rozpoczęli działalność we Lwowie.

Życie jakie prowadził br. Stanisław nie było łatwe. Odbiło się to na zdrowiu br. Stanisława, który w roku 1927 ciężko zachorował. W następnych miesiącach choroba postąpiła tak dalece, iż nie pozwoliła na kierowanie Zgromadzeniem. W tej sytuacji, na mocy decyzji Kurii Metropolitalnej, przełożonym naczelnym został mianowany br. Marcin Narożny, który z trudem ogarniał kierownictwo Zgromadzenia. Mimo to braci wciąż przybywało. W dniu 5.03.1928 roku do nowicjatu zostało przyjętych pięciu kandydatów, a 10 złożyło śluby zakonne.

Żywotność młodego Zgromadzenia została mocno zachwiana śmiercią Brata Założyciela. Jak napisano w nekrologu: „Śmierć ta tak niespodziana i przedwczesna, to ciężki dopust Boży. Odszedł po latach wytrwałej, ofiarnej pracy, przeplatanej ciężkimi prześladowaniami i cierpieniami. (…) Chociaż i dziś jeszcze niechętni, nieżyczliwi przeciwnicy starają się mu szkodzić, wierzymy, że świetlany duch zgasłego naszego Założyciela, będzie przyczyną i orędownikiem naszym przed tronem Najwyższego”.

 

Wpływ Założyciela na rozwój wspólnoty

Powołanie wspólnoty zakonnej to nie tylko zaistnienie w czasie, ale to także troska o jej rozwój. Wyżej prześledziliśmy proces założenia pierwszej wspólnoty Braci Serca Jezusowego. Jak wpływ na jej rozwój miał Założyciel?

Czytając „Pamiętnik” br. Kubiaka nie trudno zauważyć jego ogromną troskę o rozwój założonego przez siebie Zgromadzenia. Zabiegał o jego rozwój duchowy, liczebny oraz materialny. Pragnął pociągnąć młodych do służby Bogu w Kościele. Brat Stanisław jako długoletni, doświadczony zakonnik wiedział, że najlepszym sposobem przyciągania ludzi do służby Bogu jest własny przykład, gorliwe życie zakonne. To, że takie było życie br. Stanisława możemy dowiedzieć się z listu, jako pisał ks. Maliński do ówczesnego Prymasa Polski, Jego Eminencji Edmunda Kardynała Dalbora: „swoją postawą, pełną skupienia, pokory, pobożności i pracowitości wzbudza wśród tych, z którymi się spotyka sympatię i szacunek, a jednocześnie jest dla wielu pociągającym wzorem życia zakonnego”. Będąc człowiekiem realnie patrzącym na świat wiedział, że wspólnota musi mieć gdzie mieszkać, co jeść i w co się ubrać. Dlatego po przybyciu do Poznania od razu rozpoczął urządzenie mieszkania, które przekazał mu ks. Maliński na potrzeby braci. „Weszliśmy do naszego przeznaczonego przez Ks. Proboszcza Malińskiego mieszkania. Było trzeba wszystko kupować, nic my nie mieli jak tylko cztery ściany, a pieniędzy też nie za wiele”. Jak dobry ojciec nieustannie troszczył się o środki konieczne do życia. Środki materialne bracia zdobywali własną pracą, a w chwilach trudnych Założyciel decydował się nawet na kwestę. W „Pamiętniku” wspominał: „Nasza bieda była wielka, bo w czasie naszego zakładania, zmartwychwstania zarazem miłej Ojczyzny – Polski, były czasy bardzo drogie”.

Mimo ogromnych trudności finansowych br. Stanisław niemalże od samego początku istnienia zgromadzenia widział potrzebę posiadania przez braci własnego domu. „Braciom jest potrzebne swoje własne schronienie na własność mieć. Dlatego potrzeba się starać (o to) dla dobra Zgromadzenia”. Już jesienią 1922 roku miał zaoszczędzone w banku milion marek. Dzięki oszczędnościom i dobrodziejom wspierającym wspólnotę braci pragnienie nabrało realnego kształtu. Br. Stanisław jako przełożony w 1924 roku zakupił na własność dla Zgromadzenia grunt w Puszczykowie.

W miarę przybywania braci Założyciel decydował się na podejmowanie posługi w nowych miejscach, co między innymi przyczyniło się do poprawy ich bytu. Najpierw było objęcie posługi przy katedrze poznańskiej i zamieszkanie przy Tumie. W 1927 roku z błogosławieństwem J.E. Ks. Augusta Kardynała Hlonda bracia rozpoczęli działalność we Lwowie.

Inną równie ważną troską Brata Założyciela było prawne zatwierdzenie powstającego zgromadzenia przez Kościół. Ówczesne prawo państwowe nakazywało zgłosić na policję powstanie nowej wspólnoty zakonnej, co br. Stanisław uczynił już w kwietniu 1921 r. Był to początek prawnego zaistnienia wspólnoty. Kolejnym krokiem była prośba o błogosławieństwo dla Zgromadzenia skierowana do Ks. Kardynała Dalbora. Wraz z tą prośbą Założyciel przedstawił regułę wstąpienia i składania ślubów zakonnych oraz porządek dnia. Został również złożony wniosek do Ministerstwa Spraw Religijnych i Oświaty do Warszawy o zatwierdzenie włączenia braci pomiędzy Zakony i Zgromadzenia. Ostatecznie po uznaniu przez Rzym, Bracia Serca Jezusowego zaistnieli prawnie jako Zgromadzenie na prawach diecezjalnych, z głównym przełożony – br. Stanisławem Andrzejem Kubiakiem.

Bardzo istotną troską Założyciela było odpowiednie przygotowanie braci do życia zakonnego, który to obowiązek w dużej mierze przejął na siebie: „Kto was ma pouczyć w życiu zakonnym, co jest dobre, a co złe? (…), kto wam (…) powie, jeżeli nie ja. (…) to co ja lat trzydzieści praktykowałem, to tym chcę was pouczyć”. Zależało mu i wszystko czynił w tym kierunku, by wychować braci do życia zakonnego. Zachęcał do miłowania modlitwy i obserwancji, do ukochania reguły i tego, co stanowi o życiu zakonnym. Jak bardzo zależało mu na zachowaniu obserwacji zakonnej, niech świadczy chociażby wahanie na propozycję kard. Dalbora, by dwóch braci uczyło się szoferstwa i kierowali jego samochodem. Brat Stanisław bardzo się nad tym zastanawiał, czy bracia będą mogli jako kierowcy regułę wypełnić i odprawić modlitwy. Podobną troskę br. Stanisław wykazywał co do Ks. Malińskiego, który zlecając różne obowiązki braciom odrywał ich od modlitw i obowiązków wynikających z reguły. W swym „Pamiętniku” tak o tym pisał: „Reguła nasza jest pierwsza, a nie odwach nad panienkami wieczorem. Bóg Miłosierny zna moje zmartwienie. Jak tu można prowadzić i uczyć osoby dążenia do doskonałości, jeżeli osoba, która nie ma najmniejszego pojęcia o zakonnej świętej regule, wtrąca się i do rzeczy światowych braci chce używać. Na to nie można sobie pozwolić”.

Dla pogłębienia życia duchowego i życia zakonnego starał się organizować współbraciom konferencje ascetyczne, dni skupienia i rekolekcje. Sam również udzielał braciom wielu pouczeń, w których wzywał do naśladowania Chrystusa, namawiał do przezorności w kontaktach z kobietami, zachęcał do stawiania woli Bożej ponad wszystko, do ukochania Serca Jezusowego i głębokiego zaufania Mu. Wzywał do synowskiego oddania się w opiekę Najświętszej Maryi Panny i ukochania powołania zakonnego jako wielkiego skarbu – daru Bożego.

O powołaniu zakonny tak pisał: „Tak was proszę, drodzy bracia, pamiętajcie i dziękujcie Bogu wszechmogącemu za dobro, którego wam udziela. Powołanie do stanu zakonnego jest to wielkie szczęście. Nie jesteśmy godni być sługami Boga”.

Zachęcał do pochylania się nad biednymi, mówił: „Mili bracia, wspierajcie każdego biednego bez wyjątku, bo ci są fundatorami naszego małego Zgromadzenia”.

Brat Stanisław jako długoletni, doświadczony zakonnik wiedział, że najlepszym sposobem przyciągania ludzi do służby Bogu jest własny przykład, gorliwe życie zakonne. To, że takie było życie br. Stanisława możemy dowiedzieć się z listu, jaki pisał Ks. Maliński do J.E. Ks. Kard. Edmunda Dalbora, ówczesnego Prymasa Polski, pisał tam m.in.: „Swoją postawą, pełną skupienia, pokory, pobożności i pracowitości wzbudza wśród tych, z którymi się spotyka sympatię i szacunek, a jednocześnie jest dla wielu pociągajacym wzorem życia zakonnego”. I zapewne dzięki temu Zgromadzenie przez niego założone przetrwało tak bardzo trudny okres rodzenia się do życia i umiało budować na wnioskach z własnych błędów, budować wspólnotę ludzi z oddaniem służących Bogu i bliźnim.

 

Zakończenie

Patrząc na życia i działalność br. Stanisława Kubiaka widać, że dwa cele jakie sobie wyznaczył w momencie przybycia do Ojczyzny zostały osiągnięte. Ogromna konsekwencja w działaniu i bezgraniczna ufność w pomoc Bożą to cechy charakteryzujące osobowość br. Stanisława.

Analizując powstanie Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego i dzieje pierwszej wspólnoty, trzeba zauważyć, że w tym procesie najistotniejszą rolę odegrała osoba założyciela, brata Stanisława Andrzeja Kubiaka.

On, posłuszny woli Bożej, świadomy udzielonego mu charyzmatu założycielskiego, podjął się trudu tworzenia nowej rodziny zakonnej. Odczuwał głęboko, że to wszystko nie jest jego pomysłem, lecz realizowaniem planu Bożego. Określając cele i sposób życia nowej wspólnoty, przekazał jej również swego ducha. Przekazał go współbraciom przede wszystkim przez modlitwę, cierpienie i świadectwo własnego życia oraz przez rady i upomnienia. Jednocześnie jest jeszcze coś, co wspólnota przejmuje od swego założyciela, a mianowicie: jego charakter, osobowość i świętość. Założyciel staje się wzorem pracy nad sobą w dochodzeniu do świętości, co czyni go zdolnym do przyjęcia działania Ducha Świętego i owocnego realizowania otrzymanych darów.

Wspólnota Braci Serca Jezusowego otrzymała po Założycielu charyzmat wynagradzania Bożemu Sercu za zniewagi tu, na ziemi, popełnione. Realizuje to przez służbę Kościołowi, współpracę z duchowieństwem diecezjalnym. Zgromadzenie istnieje i rozwija się, ponieważ każdy z członków instytutu otrzymuje taki sam charyzmat wraz ze swoim osobistym powołaniem. Jest to taki sam charyzmat jaki otrzymał Założyciel. Porównując te charyzmaty członkowie upewniają się o właściwym wyborze drogi swego życia. Zgodność charyzmatów poszczególnych członków z charyzmatem Założyciela oraz zachowywanie tego charyzmatu, gwarantuje istnienie i rozwój Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego.

W gronie duchowych synów Stanisława Andrzeja Kubiaka był błogosławiony br. Józef Zapłata (1904-1945), który niewątpliwie czerpał wzór z postawy Założyciela. Bł. br. Józef całej swoje życie obozowe (Dachau) przeżył mężnie i z godnością, niosąc pomoc i otuchę współwięźniom, a w chwili próby nie zawahał się pójść na ochotnika do pielęgnacji chorych na tyfus. Świadomy grożącego mu niebezpieczeństwa zarażenia się chorobą i nieuchronną śmiercią deklaruje, że jeżeli umrze, śmierć tę ofiaruje w intencji powrotu do wolnej Ojczyzny Prymasa Augusta Hlonda. Widzimy tu wyraźny wpływ osoby Brata Założyciela: służba bliźniemu, zwłaszcza choremu oraz umiłowanie Ojczyzny.

Br. mgr Andrzej Paliwoda

 

*******

 

 

 

„Aby was było więcej”

Br. Tomasz Grzywanowski – „Aby was było więcej!”
Niedziela Ogólnopolska 47/2003

„…Aby was było więcej!”

80-lecie Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego

Pisząc ten artykuł, myślę o młodzieńcach, którzy zapukają do furty klasztornej Braci Serca Jezusowego, prosząc o przyjęcie do naszej wspólnoty zakonnej. Tego uczucia doświadczył br. Stanisław Andrzej Kubiak, Założyciel Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. Jest on wzorem godnym do naśladowania dla każdego Brata Serca Jezusowego.

Br. Stanisław Andrzej Kubiak urodził się 10 listopada 1877 r. w Koszanowie w Wielkopolsce. Jego młodość przypadła na okres wzmożonej emigracji ludności polskiej. Mając zaledwie 15 lat, wyjechał do Niemiec, gdzie pracował jako górnik. W wieku 21 lat udał się do Trewiru do Zakonu Braci Miłosierdzia, prosząc o przyjęcie w jego szeregi. Tam też rozpoczął postulat, nowicjat, złożył pierwsze śluby zakonne i konsekrację wieczystą.
Po I wojnie światowej Brat Stanisław powrócił do wolnej Ojczyzny. Swoją postawą, pełną skupienia, pokory, poświęcenia, pobożności i pracowitości pociągał młodych ludzi, którzy pragnęli tak jak on poświęcić się Bogu. Tak zaczęła przybierać kształty myśl Brata Stanisława o nowym zgromadzeniu, które zostało zatwierdzone 21 listopada 1923 r. pod nazwą: Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego.
Br. Stanisław Kubiak zakupił w 1924 r. w Puszczykowie k. Poznania dwie wille, które w późniejszym czasie pozwoliły utworzyć dom generalny i nowicjacki Zgromadzenia.
Po ogromie pracy, cierpień i różnorakich chorób Br. Stanisław Andrzej Kubiak zmarł 9 grudnia 1928 r., a Jego ciało złożono w grobowcu Zgromadzenia.

*******

Inną wielką postacią naszego Zgromadzenia jest bł. br. Józef Zapłata (1904-45), którego do zakonu przyjął Brat Założyciel. Brat Józef pierwsze śluby złożył w 1928 r., a konsekrację wieczystą – 10 marca 1938 r. 3 października 1939 r. został aresztowany i wywieziony do Dachau. Tam 19 lutego 1945 r. poniósł męczeńską śmierć, wyznając przy tym intencję: „O szczęśliwy powrót Prymasa Polski kard. A. Hlonda po wojnie do Polski”. Ofiara złożona Bogu z jego młodego życia została przyjęta. 13 czerwca 1999 r. wśród 108 Męczenników został wyniesiony przez Papieża Jana Pawła II do chwały błogosławionych.

*******

Bracia Serca Jezusowego mają za cel pracę w różnych instytucjach kościelnych. Istnieją już 80 lat, pracując w różnych stronach Polski: w Poznaniu, Gnieźnie, Warszawie, Łomży i Wrocławiu oraz poza granicami Polski: w Rzymie i Trewirze (Niemcy). Przełożony generalny Zgromadzenia wiele razy słyszał z ust Ojca Świętego Jana Pawła II znamienne słowa: „Potrzebni jesteście Kościołowi, róbcie wszystko, aby Was było więcej”. Podejmując te słowa, każdego dnia modlimy się o liczne i święte powołania do naszej rodziny zakonnej oraz o świętość życia dla wszystkich współbraci.
W domu generalnym w Puszczykowie, tak uroczym i pełnym wyciszenia miejscu, wielu młodych braci umocniło i utwierdziło swoje powołanie, wiele łask zostało uproszonych w cichej modlitwie. Kandydat poszukujący celu życia, któremu otwiera furtę brat ubrany w czarny habit przepasany szerokim zielonym pasem, może realizować swe powołanie przez pracę w kościołach jako zakrystian, organista oraz przez pracę w domach biskupich, kuriach diecezjalnych i seminariach duchownych.
Charyzmatem naszej braterskiej wspólnoty jest „kult Najświętszego Serca Jezusowego przez wynagradzanie i odpowiadanie Bożemu Sercu własną miłością na bezgraniczną miłość Chrystusa” (konst. Zgromadzenia).

Jeżeli ktoś z czytających te słowa zamierza służyć samemu Bogu i bliźnim w Zgromadzeniu Braci Serca Jezusowego i chce naśladować Jezusa Chrystusa – może napisać pod adresem:

 

Bracia Serca Jezusowego
ul. Brata Józefa Zapłaty 2
62-040 Puszczykowo

 

*******

 

 

Historia Pomnika Najświętszego Serca Jezusowego

W roku 1925 brat Stanisław Andrzej Kubiak, założyciel Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, z wdzięczności za otrzymane łaski, rozpoczął starania o budowę pomnika Najświętszego Serca Jezusa w Puszczykowie, który to miał stanąć w pobliżu willi „Warta”. Dzięki zabiegom Brata Założyciela pomnik został wybudowany.
Konsystorz Arcybiskupi dnia 8 lipca 1925 r. (l.dz. 6113/25) udzielił zezwolenia na budowę pomnika Najświętszego Serca Jezusowego na terenie klasztornym w Puszczykowie.
Wojewoda Poznański dnia 3 października 1925 r. (l.dz. 43898/251) zatwierdził projekt figury Najświętszego Serca Pana Jezusa, która miała stanąć na terenie klasztornym w Puszczykowie.

 

Poświęcenie pomnika Najświętszego Serca Jezusa

„Poświęcenia pomnika Najświętszego Serca Jezusa dokonał w dniu dzisiejszym, tj. w niedzielę dnia 22 sierpnia 1926 r., Najprzewielebniejszy ks. infułat Meyssner, wikariusz generalny Archidiecezji Poznańskiej, w asyście księdza prałata Tadeusza Zakrzewskiego, kuratora Zgromadzenia księdza Lewandowskiego, dyrektora Konsystorza – ks. Kucharskiego i innych księży oraz braci Zgromadzenia, których liczba doszła w tym dniu do szesnastu. Memoriał złożony pod figurą ma następujące brzmienie:

AKT EREKCYJNY

In Nomine Domini
Gdy na Stolicy Piotrowej panował Papież Pius XI, ongiś Nuncjusz Apostolski w Polsce, a Narodu Polskiego wielki przyjaciel, gdy Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej był Ignacy Mościcki, a Prymasem Polski Augusty Hlond, Arcybiskup Nominat Gnieźnieński i Warszawski, nowo powstała kongregacja zakonna Braci od Najświętszego Serca Jezusowego, przejęta głęboką wdzięcznością za otrzymane łaski od Boskiego Serca, które za przyczyną Najświętszej Maryi, św. Józefa i św. Jana Bożego raczyło tę młodą latorośl zakonną otaczać opieką i błogosławić jej pierwszym krokom, i nowymi zasilać członkami, dokonała budowy pomnika Serca Jezusowego, ufna, że to Najmiłosierniejsze Serce poprowadzi łaskawie tę Rodzinę Zakonną do rozkwitu ku chwale Bożej i na pożytek Kościoła św., i ku zbawieniu jej wszystkich członków.
Puszczykowo, w dniu uroczystego poświęcenia, w niedzielę XIII po Świątkach i Oktawie Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, dnia 22 sierpnia roku Pańskiego 1926”

L.S. następują podpisy

 

 

Jeden z uczestników poznańskich zamieścił na swych łamach następującą notatkę z uroczystości poświęcenia:
„W niedzielę 22 bm. odbyła się w Puszczykowie pod Poznaniem miła i droga sercu polskiemu uroczystość, mianowicie poświęcenie figury Najświętszego Serca Jezusowego.
Figura mieści się na terenie nowego zgromadzenia zakonnego Braci Najświętszego Serca Jezusa, którzy własnym staraniem i przy wydatnej pomocy ks. kan. Zakrzewskiego wystawili pomnik ten z wdzięczności za łaski, które nowy zakon od Boga otrzymał. Wysoko nad okolicą wznosi się słodka postać Zbawiciela i błogosławi żyznym łanom polskiej, wolnej ziemi.
Poświęcenia dokonał ks. oficjał Meyssner w otoczeniu ks. mgr. Zakrzewskiego, ks. dyr. Durzyńskiego, ks. prof. Kucharskiego i kilku innych księży oraz braci zakonnych i dość licznie zebranej publiczności.
Równocześnie poświęcony został dywan dla kaplicy klasztornej. Ksiądz Oficjał przemówił w pięknych słowach do zebranych, wskazując na to, iż ludzkość znękana wojną, wyczerpana duchowo i fizycznie, nie znajdzie odpocznienia póki nie przygarnie się do Serca tego, który powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, jam jest Droga, Prawda i Życie”.
Dokument poświęcenia, podpisany przez ks. celebransa, asystujących kapłanów i braci zakonnych, złożony został we wnętrzu figury.
Do uświetnienia uroczystości przyczynił się chór Sodalicji Panien Urzędniczek, który pod dyrektywą swej kierowniczki p. Kazimiery Ryskorówny, wykonał kilkugłosowo pieśni zastosowane do uroczystości”.

 

Zburzenie pomnika Najświętszego Serca Jezusa

Dnia 31 stycznia 1940 r. hitlerowcy zburzyli w nocy pomnik Najśw. Serca Pana Jezusa. Gruzy polecono braciom następnego dnia zakopać do ziemi. W niedługim czasie bracia zostali wywiezieni i osadzeni w klasztorze OO. Benedyktynów w Lubiniu.

Odbudowa pomnika Najświętszego Serca Jezusa

W roku 1959 brat przełożony naczelny Michał Marciniak postanowił pomnik Serca Jezusowego odbudować, polecił bratu Marianowi Tesznerowi wydobyć z ziemi zakopane w roku 1940 szczątki pomnika. Dnia 10 września 1959 r. przystąpiono więc do odbudowy tego pomnika. Plan monumentu opracował br. Zygfryd Landowski, który również kierował pracami przy odbudowie. Całość prac związanych z odbudową wykonali bracia. Odbudowę zakończono w listopadzie 1959 roku. Pomnik w stosunku do poprzedniego został dość znacznie obniżony. Prawie po 20 latach figura Chrystusa została wydobyta z ziemi, odrestaurowana i umieszczona na nowym cokole. Chrystus z otwartym sercem nadal roztacza swoje spojrzenie na klasztor i Puszczykowo, a w zadumie przy pomniku daje się słyszeć cichy głos Chrystusa: „Ufajcie, Jan zwyciężył świat”.
Ks. proboszcz Kazimierz Pielatowski tak pisał w „Dziejach Kościoła i Parafii w Puszczykowie”: „Jeszcze trwała II wojna światowa, jeszcze trwały krwawe boje o Poznań, a już w styczniu 1945 roku Puszczykowo bezboleśnie odzyskało wolność. Dosłownie w nocy Niemcy pouciekali i rano Puszczykowo było całkowicie wolne”.
Chrystus, choć był pogrzebany na wzgórzu klasztornym, to jednak swoją mocą ogarniał nie tylko klasztor, ale i osiedle puszczykowskie. Jego obecność sprawiła, że klasztor ocalał od zniszczenia, choć w tym czasie przechodził różne utrapienia.

Rozbudowa klasztoru

Willa „Wilga” i „Przemysławska” kupione w Puszczykowie przez Brata Założyciela, służyły przez długie lata Zgromadzeniu i stały się za ciasne. Wspólnota zaczęła się liczebnie powiększać, a budynki z upływem czasu ulegały naturalnemu zniszczeniu. Remonty każdego roku pochłaniały wysokie koszty. Rysowała się więc pilna potrzeba budowy nowego budynku mieszkalnego i przebudowy nowicjatki, aby móc sprostać bieżącym potrzebom i przygotować rezerwę pomieszczeń mieszkalnych na przyszłość.
W roku 1980 ówczesny przełożony naczelny – br. Aleksander Nowak, w imieniu Zgromadzenia rozpoczął starania o uzyskanie pozwolenia na budowę domu mieszkalnego. Wystąpił w tej sprawie do Urzędu Wojewódzkiego, do Wydziału do spraw Wyznań, z pismem uzasadniającym potrzebę budowy takiego domu. Urząd Wojewódzki w Poznaniu pozytywnie odniósł się do złożonej prośby przez Zgromadzenie i wydał dnia 30.01.1981 r. pozwolenie na budowę.
Po uzyskaniu zgody br. Aleksander przystąpił energicznie do dzieła, poczynając od lokalizacji budynku, opracowania programu potrzeb, zlecenia opracowania projektu technicznego budynku, zakupu materiałów budowlanych i technicznych. W realizację budowy włączone zostało całe zgromadzenie braci, od przełożonego naczelnego począwszy, a kończąc na nowicjacie. Dom w całości został wybudowany ze środków finansowych braci.
W późniejszym czasie została przebudowana willa „Warta”, która stała się domem nowicjackim w pełnym tego słowa znaczeniu, dostosowanym do potrzeb wprowadzenia kandydatów w postulacie i nowicjacie do życia zakonnego.
Wybudowane domy rozwiązały problemy mieszkaniowe na długie lata. Obydwa domy pomieściły w sobie: nowicjat i postulat, zarząd generalny i mieszkania dla braci emerytów, zaplecze gospodarcze, refektarz, sale konferencyjne. Odbywają się tutaj różne zjazdy i rekolekcje dla braci.
Przed nowym budynkiem mieszkalnym na wzgórzu klasztornym, bracie umieścili figurę św. Józef Oblubieńca N.M.P. z Dzieciątkime Jezus, jako wotum dziękczynne za wykonane dzieło. W czasie starań o pozwolenie na budowę domu, jak również i w czasie budowy, bracia w codziennej modlitwie prosili św. Józefa o pomoc w zrealizowaniu zamierzeń i nie zawiedli się. Dzieło zostało wykonane i służy ku większej chwale Boga i potrzebie braci.
W nowym budynku mieszkalnym zostały wmurowane dwie tablice memoratywne, upamiętniające wydarzenia z życia Zgromadzenia i Kościoła w Polsce:
1. W setną rocznicę urodzin Brata Stanisława Andrzeja Kubiaka, założyciela Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego
* 10.XI.1877 †9.XII.1928 – Współbracia
2. Dla uczczenia pamięci: II Kongresu Eucharystycznego i III wizyty Ojca św. Jana Pawła II w Polsce, pobytu w tym klasztorze J.Em.Ks. Kard. Józefa Glempa – Prymasa Polski w dniu 5.IX.1987 r. oraz 50-tej rocznicy przekazania Zgromadzeniu Konstytucji przez Prymasa Polski Ks. Kard. Augusta Hlonda.
W duchu wdzięczności i miłości synowskiej
Bracia Serca Jezusowego
Puszczykowo, 5.IX.1987 r.

 

*******

 

 

Bracia Serca Jezusowego w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie

BR. ANDRZEJ PALIWODA CFCI

Bracia ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie

W stuletnie dzieje Papieskiego Instytutu Polskiego w Rzymie wpisują się 33 lata posługi w nim Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. Zgromadzenie to założył br. Stanisław Kubiak (1877-1928), który z pokorą, prostotą i uległoscią pełnił wolę Bożą ujawniającą mu się w zaleceniach władzy kościelnej, która wytyczała Zgromadzeniu szczególne zadania1/.

Zgromadzenie powstało tuż po zakończeniu I wojny światowej. Jednak aby zrozumieć genezę jego powstania, trzeba cofnąć się do czasów zaborów. Stanisław Kubiak, jako młody Wielkopolanin, pod koniec XIX w. wyjechał do Niemiec „za chlebem”. Tam po kilku latach pracy w kopalni wstąpił do Zakonu Braci Miłosierdzia w Trewirze. Złożył tam śluby zakonne i zajął się pielęgnacją chorych. W czasie I wojny swiatowej został wcielony do armii pruskiej i wysłany na front wschodni2/. Po zakończeniu wojny i odzyskaniu przez Polskę niepodległości wrócił on do ojczyzny z zamiarem przeszczepienia Zakonu Braci Miłosierdzia na ziemie polskie. To jednak okazało się niemożliwe. Po krótkim pobycie w Warszawie przeniósł się do Poznania i zamieszkał przy parafii Matki Bożej Bolesnej na poznańskim Łazarzu. Z czasem wokół niego zaczęli gromadzić się inni współbracia, którzy byli razem z nim w Trewirze. W ten sposób zaczęły się tworzyć początki nowej wspólnoty. Br. Stanisław Kubiak, jako doswiadczony zakonnik, kierował nową wspólnotą, czuwał nad jej duchem zakonnym i karnością, a jednocześnie starał się o jej prawne zatwierdzenie. Członkowie wspólnoty pracowali przy parafii, a Założyciel opiekował się chorymi. W 1921 r. pierwsi kandydaci, wraz ze Stanisławem Kubiakiem, przyjęli habit zakonny na wzór habitów Braci Miłosierdzia. W tymże samym roku zarejestrowali swą wspólnotę w magistracie miasta. Dwa lata później, gdy wspólnota już się rozrosła, kard. Edmund Dalbor zaprosił braci do pracy w swojej rezydencji i w archikatedrze poznańskiej. W dniu 21 listopada 1923 r. wydał dekret oficjalnie zakładający nowe Zgromadzenie. Tę datę przyjmuje się jako datę powstania Zgromadzenia3/. Rok później bracia nabyli posiadłość w Puszczykowie koło Poznania, która po dzień dzisiejszy jest domem macierzystym Zgromadzenia. W kwietniu 1926 r. br. Stanisław Kubiak wraz z pierwszymi współbraćmi złożyli pierwsze śluby zakonne. W czerwcu tegoż roku nadeszło z Rzymu pozwolenie na zatwierdzenie Zgromadzenia na prawie diecezjalnym4/. W roku następnym Zgromadzenie liczyło już 27 braci. Z biegiem czasu bracia zakładali coraz to nowe placówki.

Po śmierci br. Stanisława Kubiaka szczególną opiekę nad Zgromadzeniem roztoczył kard. August Hlond. Po przeprowadzeniu dwóch wizytacji kanonicznych, w 1929 i 1930 r., definitywnie zmienił on zadania Zgromadzenia na służbę duchowieństwu diecezjalnemu, rezygnując z opieki nad chorymi. Zadania te są w Zgromadzeniu aktualne po dzień dzisiejszy. W 1930 r. bracia zmienili też strój zakonny na ten, który jest obecnie, czyli na kapłańską sutannę – lecz bez guzików – wraz z zielonym, szerokim pasem. Bracia noszą też schowany pod habitem krzyż zawieszony na czarnym sznurku. Zakończeniem kilkuletniej reformy i odnowy był dekret zatwierdzający Zgromadzenie, który wydał ks. prymas Hlond w grudniu 1930 r.5/ Sługa Boży kard. August Hlond uważany jest za odnowiciela Zgromadzenia6/.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej Zgromadzenie liczyło 39 braci, pracujących w 12 różnych instytucjach kościelnych. W czasie wojny bracia byli rozproszeni. Nieliczni tylko zostali w Puszczykowie, co z kolei pozwoliło innym po wojnie powrócić do tego domu. W czasie wojny kilku z braci zginęło w obozach zagłady, a los kilku innych pozostaje do dziś nieznany7/. Chlubą Zgromadzenia w czasie wojny stał się br. Józef Zapłata (1904-1945) – męczennik obozu w Dachau. Umierając, złożył deklarację, że życie swoje oddaje za rychły powrót kard. A. Hlonda do wolnej ojczyzny, co też wkrótce stało się faktem8/. 13 czerwca 1999 r. Jan Paweł II dokonał w Warszawie uroczystej beatyfikacji br. Józefa Zapłaty w gronie 108 polskich męczenników czasów II wojny światowej9/.

Po zakończeniu działań wojennych Zgromadzenie liczyło 16 braci. Następowało powolne odradzanie ducha zakonnego, stanu osobowego i materialnego. Z biegiem lat cieszono się nowymi powołaniami. Kolejne Kapituły Generalne dostosowywały formacje i posługę braci do zadań pełnionych w Kościele. Konstytucje i Ustawy dostosowano do posoborowej odnowy Kościoła. Tak jak w czasie powstawania Zgromadzenia, tak i w czasach powojennych z rozwojem personalnym łączył się proces zakładania nowych domów, w tym trzech domów w Rzymie10/.

Już w 1972 r. kard. Stefan Wyszyński w rozmowie z ówczesnym przełożonym naczelnym, br. Władysławem Hołubem, wyraził pragnienie, by bracia podjęli posługę w polskich domach w Rzymie. Po kilku latach udało się spełnić życzenie ks. prymasa i w styczniu 1977 r. pierwsi bracia przybyli do Wiecznego Miasta11/.

Bracia posługują dziś w Rzymie w Papieskim Kolegium Polskim, w Domu Polskim Jana Pawła II, jak też w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie przy ul. Pietro Cavallini 38. Radością braci jest posługa w tym domu, który stanowi także rzymską rezydencję Prymasa Polski. Placówka Zgromadzenia mieszcząca się w Papieskim Instytucie Polskim założona została w czerwcu 1977 r. Pierwszym bratem, który wyjechał do Wiecznego Miasta, był br. Stefan Kozica, pełniący do tej pory w Zgromadzeniu obowiązki mistrza nowicjatu12/. W dekrecie nominacyjnym przełożony naczelny decydował, iż obowiązki brata przełożonego mają być spełniane „według szczegółowych wskazówek Rektora tegoż Instytutu Księdza Infułata Franciszka Mączyńskiego”13/. Początki posługi braci w Instytucie nie były łatwe. Rodziło się wiele obaw i trudności14/.

Niemniej bracia starali się wypełniać wszelkie zobowiązania wynikające z drogi swego charyzmatu. Br. S. Kozica pisał do przełożonego generalnego: „Życie układa nam się dobrze, a najważniejsze to, że jest prawdziwie zakonne życie modlitwy”15/.
Według zatwierdzonego w 1980 r. „Planu dziennego” bracia rozpoczynali każdy dzień posługi o godz. 5.30. Po modlitwach porannych uczestniczyli w celebrowanej o godz. 6.45 Mszy św., a następnie po śniadaniu wypełniali swoje codzienne obowiązki. Na kwadrans przed obiadem odprawiali modlitwy południowe, a następnie posługiwali w czasie obiadu. Po odpoczynku wracali do swych obowiązków. Przed kolacją gromadzili się znów na modlitwach, a potem posługiwali w refektarzu i kuchni. O godz. 20.45 spotykali się na wieczornych modlitwach, a potem mieli jeszcze wspólną rekreację. Dzień braci kończył się o godz. 22.30 zamknięciem furty i odpoczynkiem. Regulamin precyzował rodzaj praktyk duchowych i odmawianych modlitw. W środę po południu jeden
z braci mógł wyjść do miasta, drugi zaś w czwartek16/. Zatwierdzony dziesięć lat potem „Plan dzienny” przesuwał poranne wstanie o 15 min. później. Było to spowodowane zmianą także godziny Mszy św. w Instytucie. Dodatkowo wprowadzał także wspólne modlitwy brewiarzowe dla braci17/.

Bracia posługujący w Papieskim Instytucie Polskim przeżywali własną formację, w którą wpisywały się m.in. śluby czasowe poszczególnych braci18/, jak i wizytacje domu19. Początkowo kapelanem domu braci był ks. Gerard Bernacki z diecezji katowickiej (od 1988 r. biskup pomocniczy archidiecezji katowickiej), który pełnił tę posługę przez sześć i pół roku20/.

Począwszy od I września 1978 r. br. Stefan Kozica był przełożonym domu w Instytucie Polskim”21/. Ówczesny przełożony naczelny charakteryzował następująco br. S. Kozicę: „(…) jest on ofiarny i z poświęceniem podejmuje się każdej pracy, jakiej wymaga dobro wspólne danego domu”22/. Nadmienić należy, że początkowo bracia z Instytutu formalnie należeli do wspólnoty w Papieskim Kolegium Polskim w Rzymie, a brat odpowiedzialny za dom zakonny w Instytucie pełnił funkcję administratora placówki23/.

Założenie placówki w Rzymie, na krótko przed wyborem kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piocrową, dawało w kolejnych latach możliwość częstych spotkań braci z Rzymu, jak też z Polski z Janem Pawłem II. Znamienne jest wspomnienie z audiencji w dniu 21 marca 1979 r. Na prośbę skierowaną przez br. W. Hołuba do Ojca Świętego o błogosławieństwo, Papież uczynił znak krzyża i powiedział: „Abyście rośli w liczbę i rozwijali się, bo jesteście Kościołowi potrzebni”24/. Tenże przełożony Zgromadzenia w taki właśnie sposób odczytywał te znaki Opatrzności: „(…} równocześnie z naszym polskim Zgromadzeniem, które postawiło swą stopę na rzymskiej ziemi – polski Papież zasiadł na Stolicy Piotrowej, by przewodzić całemu Kościołowi Chrystusowemu na ziemskim globie. W tym dopatrywać się można jakiegoś szczególnego znaku dla naszego Zgromadzenia. Mamy rosnąć w liczbę – mamy rozwijać się – jak powiedział Ojciec święty – bo jesteśmy Kościołowi potrzebni, już nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie”25/. W innym miejscu pisał w drugim roku istnienia placówki w Instytucie: „(…} raduję się wielce, że danym nam było w ostatnich latach, jako Zgromadzeniu – scanąć na rzymskiej ziemi, by zapuszczać tam coraz głębiej korzenie, czerpiąc z tej ziemi wiarę niezłomną, siłę i męstwo pierwszych chrześcijan do wytrwania w dobrem — do zdobywania coraz to więcej dusz dla Chrystusa i Jego świętego Kościoła”26/.
W ciągu minionych 33 lat stan osobowy wspólnoty braci w Papieskim Instytucie Polskim przedstawiał się następująco27/:

1. Br. Stefan Kozica 1977-1986
2. Br. Ryszard Mokrzycki 1978-1979
3. Br. Kazimierz Ścibek 1980-1987
4. Br. Andrzej Swiątkowski 1986-1987
5. Br. Józef Przybysz 1987-1988
6. Br. Władysław Piwko 1987-1993
7. Br. Sławomir Cimochowski 1988
8. Br. Zygfryd Sitko 1989-1992
9. Br. Włodzimierz Markiewicz 1991-1992
10. Br. Wojciech Kincel 1992-1993; 1994-2008
11. Br. Wiesław Łątka 1993-1994
12. Br. Mirosław Małkowski 1993-1998
13. Br. Robert Binkowski 1998-2002
14. Br. Sebastian Kozłowski 2003
15. Br. Paweł Kozłowski 2003-2004
16. Br. Michał Birkowski 2003-2009
17. Br. Sławomir Steczkowski 2004-2005
18. Br. Andrzej Paliwoda od 2005 r.
19. Br. Andrzej Józefowski od 2008 r.
20. Br. Marcin Mosakowski od 2009 r.

W ciągu jednej trzeciej części dziejów Instytutu towarzyszą mu swoją modlitwą i posługą bracia Serca Jezusowego. Wypełniając w ramach codzienności Instytutu swój charyzmat, troszczą się o dom, posługują mieszkańcom i gościom przybywającym do Wiecznego Miasta, a zatrzymującym się w Instytucie. W pamięci mają zawsze słowa, które skierował przed laty do ich wspólnoty ówczesny przełożony generalny, a zarazem pierwszy przełożony wspólnoty w Instytucie: „Pamiętajcie, jesteście ambasadorami Zgromadzenia Serca Jezusowego w Wiecznym Mieście”28/.

 

Przypisy:

1/ Konstytucje Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, Puszczykowo 2000, s. 11. Zob. też: Komunikat br. S. Kozicy z 30 XII 1991 r., w: ABSJ. W 1992 r. przełożony generalny zarządził, aby we wszystkich placówkach Zgromadzenia, w specjalnie wybranym czasie, czytane były Pamiętniki założyciela Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. Zob. br. R. Mokrzycki do braci Zgromadzenia 16 VIII 1992 r., w: ABSJ.
2/ S.R. Rybicki, Bracia Serca Jezusowego, Warszawa 1992, s. 15.
3/ Tamże, s. 16-19.
4/ Tamże, s. 20.
5/ Tamże, s. 28.
6/ Komunikat br. S. Kozicy z 30 XII 1991 r., w:ABSJ.
7/ S.R. Rybicki, Bracia Serca jezusowego, s. 44-46.
8/ Br. J. Sz. Sługa Boży br. Józef Zaplata, w: Męczennicy za wiarę, Warszawa I996, s. 429.
9/ Br. D. Szamlewski do braci Zgromadzenia Serca Jezusowego 9 X 1991 r.; br. S. Kozica do ks. T. Kaczmarka 7 X 1991 r.; krótki życiorys brata Józefa Zapłaty, w: ABSJ. 108 błogosławionych polskich męczenników z czasów II wojny światowej, „L’Osservatore Romano” 20 (1999) nr 8, s. 82.
10/ S.R, Rybicki, Rracin Serca Jezusowego, s. 63-64.
11/ Tamże, s. 65.
12/ Dekret nominacyjny br. S. Kozicy z 16 VI 1977 r., w: ABSJ.
13/ Dekret nominacyjny br. S. Kozicy z 16 VI 1977 r.; ABSJ; dekret nominacyjny br. S. Kozicy z 7 VIII 1978 r., w: ABSJ.
14/ Br. W. Hołub do br. S. Kozicy 7 VII 1978 r.: „Wasza obecność w Wiecznym Mieście zapisze się „zlotymi literami” w historii Zgromadzenia, jeżeli zdołacie pokonać wszelkie trudności i przeszkody połączone z każdym dziełem w jego początkach”, w: ABSJ. Zob. br. W. Hołub do braci w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie 2 IX 1978 r., w: ABSJ.
15/ Cyt. za: br. A. Nowak do br. S. Kozicy 6 III 1981 r., w: ABSJ.
16/ „Plan dzienny” zatwierdzony l XII 1980 r., w: ABSJ.
17/ „Plan dzienny” zatwierdzony 8 V 1990 r., w: ABSJ. Zob. też: „Plan dzienny” zatwierdzony 8 V 1993 r., w: ABSJ.
18/ Np.: dokument ślubów czasowych br. R. Mokrzyckiego 18 I 1979 r.; delegacja dla br. S. Kozicy z 29 XI 1994 r., w: ABSJ.
19/ Br. A. Nowak do br. S. Kozicy 8 X 1981 r.; br. A. Nowak do br. S. Kozicy 20 IX 1982 r.; br. A. Nowak do br. S. Kozicy 7 XI 1983 r.; br. S. Kozica do braci w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie 14 XI 1986 r.; br. S. Kozica do braci w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie 24 III 1987 r.; br. S. Kozica do br. J. Przybysza 14 III 1988 r.; dekret powizytacyjny z 14 V 1988 r.; zarządzenie br. S. Kozicy z 3 VI 1989 r.; br. S. Kozica do braci w Papieskim Instytucie Polskim
w Rzymie 31 V 1990 r.; br. S. Kozica do braci w Rzymie 7 X 1991 r.; br. J. Szmyt do ks. Z. Kiernikowskiego l VI 1993 r.; komunikat br. J. Szmyta z 29 V 1994 r., w: ABSJ.
20/ Dokument ślubów czasowych br. R. Mokrzyckiego 18 I 1979 r.; zaproszenie na obronę
rozprawy doktorskiej ks. G. Bernackiego w dniu 21 X 1983 r. [z dopisaną adnotacją], w: ABSJ; P. Nitecki, Bernacki Gerard, w: Biskupi Kościoła w Polsce w latach 1965—1999. Słownik biograficzny, Warszawa 20002, s. 26.
21/ Br. W. Hołub do br. S. Kozicy 7 VIII 1978 r., w: ABSJ.
22/ Br. W. Hołub do br. R. Mokrzyckiego 2 X 1978 r., w: ABSJ.
23/ Br. W. Hołub do br. S. Kozicy l IV 1979 r.; br. W. Hołub do br. M. Markiewicza 28 VII 1979 r.; br. W. Hołub do br. S. Kozicy 12 VIII 1980 r., w: ABSJ.
24/ Br. W. Hołub do Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego 25 111 1979 r., w: ABSJ. Dla przykładu: 5 Xl 1980 r. w spotkaniu z Ojcem Świętym uczescniczył br. Aleksander Nowak – przełożony generalny. Zob. br. A. Nowak do br. S. Kozicy [b.d. – 1989), w: ABSJ.
25/ Br. W. Hołub do Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego 25 III 1979 r., w: ABSJ.
26/ Tamże.
27/ Dekrety nominacyjne braci i korespondencja z kolejnymi przełożonymi generalnymi, w: ABSJ.

 

*******

 

„10 lat w Trewirze”

Przewodnik Katolicki 41/2006 » Wiara i Kościół »
10 lat w Trewirze

 

ks. Krystian Grabijas

Kilkanaście dni temu oczy świata zwrócone były w kierunku Niemiec, by towarzyszyć Ojcu Świętemu pielgrzymującemu do ojczystych stron. Niejednokrotnie ze zdumieniem odkrywaliśmy, że u naszego zachodniego sąsiada także można dostrzec żywy Kościół, w którym licznie obecni są Polacy.

W odległym zakątku zachodnich Niemiec, gdzie uroczą doliną płynie Mozela, tuż przy granicy z Luksemburgiem, leży sięgające korzeniami XVI wieku p.n.e malownicze miasto Trewir (niem. Trier), pamiętające czasy świetności cesarstwa rzymskiego. Tu niemal każdy kamień mówi o historii, która bywa czasami bardzo zaskakująca… Znanymi obywatelami Trewiru byli zarówno urodzony w 1818 roku Karol Marx, jak i obecny biskup miasta i diecezji Reinhard Marx (gazety pisały po tej nominacji, że Marx wraca do Trewiru!).

Goście odwiedzający biskupią katedrę, a przy tym najstarszy kościół Niemiec, z pewnością zauważą krzątających się tam uśmiechniętych młodych ludzi w czarnych sutannach, przepasanych zielonymi szerokimi pasami. Kim są, skąd przybyli, co tu robią?

 

Powrót do źródeł

Kiedy we wrześniu 1996 roku pierwsi bracia wyjechali z podpoznańskiego Puszczykowa do Trewiru, nie przypuszczali nawet, że wezmą udział w odkrywaniu i tworzeniu historii. Początkowo pełnili posługę pielęgniarzy w szpitalu niemieckich braci miłosierdzia (Barmherzige Brüder von Maria-Hilf). Przebywali niemal u źródeł swego zgromadzenia. Odnaleźli tam początki swej braterskiej tożsamości, a także odkryli promieniowanie myśli i posługi św. Augustyna, mocno zakorzenionej w niemieckiej tradycji, a przy tym ducha starorzymskiego grodu nad Mozelą.

Bardzo szybko, bo już w 1998 roku rozpoczął się nowy etap w życiu młodej wspólnoty. Po latach posługi braci miłosierdzia polscy zakonnicy rozpoczęli pracę zakrystiańską w trewirskiej katedrze. W niedługim czasie podjęli także dodatkowe zadania i dziś można ich także spotkać w parafii mariackiej, bazylice i kościele św. Antoniego.

 

W Puszczykowie i w Trewirze

W 1923 roku w Puszczykowie w archidiecezji poznańskiej powstało Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego. Założycielem zgromadzenia był brat Stanisław Andrzej Kubiak, który wcześniej, od 1898 roku – przez 21 lat – był członkiem trewirskiego konwentu braci miłosierdzia. W 1919 roku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, brat Stanisław, za zgodą biskupa Trewiru Feliksa Koruma, wrócił do Polski i z woli Bożej kontynuował dzieło w Puszczykowie. Dziś możemy cieszyć się obecnością braci Serca Jezusowego w wielu polskich katedrach, kuriach biskupich, seminariach duchownych i kościołach parafialnych. Przed dziesięciu laty z inicjatywy ówczesnego generała polskich braci Janusza Szmyta CFCI został erygowany dom zgromadzenia w Trewirze, a bracia powrócili do pracy w tym mieście.

 

Wynagradzać przez posługę

Charyzmatem zgromadzenia jest wynagradzanie Bożemu Sercu za grzechy własne i całego świata, poprzez posługę wspólnocie Kościoła. Bracia nie przyjmują święceń kapłańskich, a ożywiając ducha braterstwa i chrześcijańskiej miłości stanowią swego rodzaju pomost pomiędzy świeckimi i duchowieństwem. Zakonnicy w konwencie modlą się i pracują w duchu Serca Jezusowego. Przybysz z dala od ojczyzny spotka tu otwartych i życzliwych braci, gotowych służyć pomocą, duchowym, a często także bardzo praktycznym wsparciem.

Kiedy spotkamy braci w trewirskiej katedrze, tamtejszej bazylice mariackiej czy kościele św. Antoniego, a także w polskich katedrach i kościołach, pamiętajmy, by podziękować Bogu za braci katedralnych (Dombrüder – jak nazywają ich trewirczycy), a także prosić przez wstawiennictwo Świętych Patronów o nowe powołania zakonne.

 

*******

 

„Zielony kolor oznacza nadzieję”

Zielony kolor oznacza nadzieję
Jubileusz Braci Serca Jezusowego

Przewodnik Katolicki, Poznań, 19 sierpnia 1973 r., nr 33

 

We wstępie do dekretu Soboru Watykańskiego II o odnowie życia zakonnego przypomniano ludziom współczesnym, że już od początku istnienia Kościoła byli w nim chrześcijanie, którzy starali się w szczególniejszy sposób naśladować przykład Chrystusa przez praktykę tzw. rad ewangelicznych, czyli ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Sobór podkreślił następnie, że w ten sposób powstała – zgodnie z Bożym zamiarem – „przedziwna rozmaitość wspólnot zakonnych” i że przyczyniły się one i nadal przyczyniają do wypełniania przez Kościół otrzymanego od Chrystusa posłannictwa; co więcej, Kościół przez wspólnoty zakonne „okazuje się ozdobiony różnymi darami swoich dzieci”.

Do wielkiej liczby wspólnot zakonnych, jakie istniały w historii Kościoła i dzisiaj istnieją, należy zakonna wspólnota, czyli Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego, które powstało w Polsce przed pięćdziesięciu laty. Nie jest ono jakimś potężnym i rozrosłym drzewem, jak wiele starych zakonów; raczej porównać je można do młodego drzewka. W zielonym pasie, który noszą Braci Serca Jezusowego na czarnym habicie, należy dostrzec pewnego rodzaju symbol tego Zgromadzenia. W symbolice chrześcijańskiej zielony kolor oznacza nadzieję. U Bracia Serca Jezusowego jest to nadzieja na dalszy, pomyślny rozwój ich wspólnoty zakonnej i na skuteczne wypełnienie w Kościele zadań, które przyjęli na siebie.
Zgromadzenie powstało po pierwszej wojnie światowej w dość niezwykłych okolicznościach – przez spotkanie się dwóch ludzi, o którym można powiedzieć, że było dziełem przypadku, a z punktu widzenia nadprzyrodzonego – że kierowała nim Opatrzność Boża.
Właśnie po zakończeniu pierwszej wojny światowej wrócił do Polski z dalekiej Westfalii brat zakonny Stanisław Kubiak i spotkał w Warszawie poznańskiego proboszcza ks. Kazimierza Malińskiego.

Kim byli ci ludzie?
Stanisław Kubiak był z pochodzenia Wielkopolaninem, urodzonym w Koszanowie koło Śmigla 18.11.1877 r. Ojciec był ubogim rolnikiem. Syn więc już w piętnastym roku życia ruszył w świat za chlebem, śladem innych młodych ludzi. Ciężkie były te lata jego życia, które zwykle nazywa się najpiękniejszymi – lata młodości. W Westfalii, do której się udał, pracował ciężko jako górnik. Bóg jednak chciał go mieć gdzie indziej. Łaska zakonnego powołania skierowała Stanisława Kubiaka do klasztoru Braci Miłosierdzia (Bonifratrów) w Trewirze. Po odbyciu nowicjatu i złożeniu ślubów zakonnych pracował dwadzieścia lat jako pielęgniarz w szpitalu, który prowadził jego zakon. Bóg tylko wie, ile dobrego wtedy uczynił i z jakim poświęceniem służył chorym. Jak oceniali go ludzie, dla których lub z którymi pracował, świadczy najlepiej wypowiedź jednego z tamtejszych lekarzy szpitalnych: „(…) tak lekarzom jak i chorym po prostu przyrósł do serca”. Oprócz miłości do Boga i bliźnich żyło w nim jeszcze jedno wielkie i gorące uczucie – miłość do Ojczyzny udręczonej wiekową niewolą. Nic więc dziwnego, że pragnął wrócił do Polski, gdy odzyskała niepodległość. Przełożeni zakonni wyrazili zgodę na wyjazd do ojczystego kraju. Z własnego doświadczenia wiedział, jak bardzo chorzy potrzebują opieki i pomocy, którą służyli im Bracia Miłosierdzia. Gorąco więc pragnął pełnić w Warszawie to posłannictwo, lecz napotkał na przeszkody nie do przezwyciężenia. Wtedy właśnie, w roku 1920, na ulicy warszawskiej zeszły się drogi dwóch ludzi, którzy przedtem w ogóle się nie znali.
Ks. Kazimierz Maliński był proboszczem parafii Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu w Poznaniu. Młoda parafia poznańska, założona w 1913 r., liczyła 15 tysięcy wiernych, a pracowało w niej czterech kapłanów. Proboszcz odczuwał potrzebę rozszerzenia kręgu parafialnych pracowników o personel pomocniczy, dlatego już przed spotkaniem z br. Kubiakiem nosił się z zamiarem założenia jakiegoś zgromadzenia zakonnego jako „kongregacji pomocy duszpasterskiej”. Osobiście żywił ks. Maliński wielkie nabożeństwo do Najśw. Serca Jezusowego i gorliwie je propagował w swojej parafii i poza jej granicami.
Rezultatem warszawskiego spotkania tych dwóch ludzi było przeniesienie się br. Kubiaka do Poznania i przyjęcie 16 grudnia 1920 r. funkcji zakrystiana w kościele Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu. Nowy typ pracy i rozmowy z ks. Malińskim przekonały go, że służba Chrystusowi i Jego Kościołowi przez posługę przy kościołach w charakterze zakrystianów, organistów lub innych pomocników duszpasterskich będzie nie mniej miła Boga i pożyteczna ludziom, jak opiekowanie się chorymi, którymi w Poznaniu zajmowały się już istniejące zgromadzenia zakonne. Gdy pozyskano do tej idei br. Natanaela Mendla, który również z Trewiru przybył do Polski, i gdy zaczęli się zgłaszać pierwsi kandydaci, starano się stworzyć formy organizacyjne nowego zgromadzenia. Po uzyskaniu ustnej zgody i poparcia ówczesnego arcybiskupa poznańskiego kard. Edmunda Dalbora zarejestrowano je 25 kwietnia 1921 r. według wymogów prawa państwowego.

Zgłaszanie się dalszych kandydatów przekonało ks. kard. Dalbora, że nowe zgromadzenie będzie się rozwijać, udzielił mu więc formalnego zatwierdzenia dekretem z 21 listopada 1923 r. Pierwszym przełożonym naczelnym został ks. Kazimierz Maliński. Zgromadzenie oparło się na regule św. Augustyna i rządziło się własnymi Konstytucjami, zatwierdzonymi przez Arcybiskupa Poznańskiego. Oprócz ogólnego celu, wspólnego wszystkim zakonom – dążenie do doskonałości chrześcijańskiej i zachowywanie trzech ślubów zakonnych – wymieniono w Konstytucjach jako cel szczegółowy Braci Serca Jezusowego „pomoc duszpasterzom w roku zakrystianów czy organistów, czy pisarzy parafialnych, oraz pielęgnowanie chorych mężczyzn we własnych szpitalach czy obcych, czy w domach prywatnych”.
Brat Stanisław Kubiak, założyciel Zgromadzenia, starał się w ten sposób pogodzić pielęgnowanie chorych, osobiście tak bardzo mu drogie, z pomocą duszpasterzom. Organizacja Zgromadzenia była podobna do tej, jaką posiadały istniejące już zakony i zgromadzenia tego typu.

W tym samym 1923 roku Bracia Serca Jezusowego otworzyli drugi swój dom przy Katedrze Poznańskiej. Jako zakrystian pracował tam br. Kubiak, który po ks. K. Malińskim został przełożonym naczelnym. Głównie jego zasługą było nabycie dwóch domów mieszkalnych w Puszczykowie pod Poznanie w 1924 r. i stworzenie tam centralnego ośrodka Zgromadzenia z nowicjatem i własnym kościółkiem. Zły stan zdrowia w ostatnim roku życia nie pozwolił br. Kubiakowi na pełnienie obowiązków przełożonego naczelnego. Po długiej i ciężkiej chorobie zmarł 9 grudnia 1928 r. W tradycji Zgromadzenia zachowała się żywa pamięć o nim – nie tylko dlatego, że był założycielem, lecz również z tego względu, że był oddany Bożej sprawie bez reszty.

W rozwoju Zgromadzenia decydujące znaczenie miały dwie wizytacje kanoniczne, osobiście przeprowadzone przez ks. kard. Augusta Hlonda; jedna w 1929 r., druga w roku następnym. Ich owocem było nie tylko zalecenie, by Bracia Serca Jezusowego dla odróżnienia się od innych zgromadzeń nosili habit w kształcie sutanny, a na nim zielony pas. Większe znaczenie dla ich duchowego życia miły dekrety powizytacyjne Księdza Kardynała. W 1937 r. ks. kard. Hlond polecił pracować nowe konstytucje zakonne. Zacieśniały one zadania Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego do pracy w instytucjach kościelnych, +„przede wszystkim w kościele, jako organiście i kościelni oraz jako siły biurowe w kancelarii parafialnej; prócz tego mogą bracia: a/ spełniać inne prace tak w kościele i na plebanii, jak też i w parafii; b/ na życzenie ks. Proboszcza i w miarę sił odpowiednich zająć się młodzieżą męską i kolportażem pism katolickich; c/ pracować w pałacach biskupich, w biurach kurialnych i w seminariach duchownych, a nawet w domach misyjnych wśród pogan” (§2). Nowe konstytucje wprowadzały też zmiany w strukturze Zgromadzenia, ściślej określając niektóre jego formy organizacyjne. W porównaniu z konstytucjami poprzednimi, które kończyły się krótkim stwierdzeniem: „Zgromadzenie na podstawie powyższej Konstytucji pragnie pracować dla dobra Kościoła i większej chwały Najświętszego Serca Jezusowego”, nowością było ustalenie patronów Zgromadzenia jako przykładów do naśladowania w szczególniejszy sposób. Paragraf 209 ustalał: „Bracia Serca Jezusowego są poświęceni Najśw. Sercu Jezusowemu i obchodzą główne swoje święto w piątek po oktawie Bożego Ciała. Patronami Zgromadzenia są: Najśw. Maryja Panna pod wezwaniem Niepokalanie Poczętej; św. Józef, Opiekun Kościoła świętego, i św. Jana Bosko, patron życia czynnego. Dom nowicjatu ma za patrona św. Stanisława Kostkę”.

Wskazanie na św. Jana Bosko jako patrona wypływało nie tylko z osobistej czci ks. kard. Hlonda do założyciela Salezjanów, ale ze zrozumienia, że Braciom Serca Jezusowego potrzeba takiego ujęcia chrześcijańskiej doskonałości, które podkreśla łączenie modlitwy z pracą i wewnętrzne doskonalenie się przez zewnętrzną działalność. W takim ujęciu życia zakonnego najlepszym wzorem był św. Jan Bosko.

Ks. kard. Hlond nie tylko troszczył się o najdoskonalsze formy organizacyjne dla młodego Zgromadzenia, lecz okazywał mu jak największą życzliwość. Jego kuratorem z ramienia władzy kościelnej ustanowił swego sekretarza, ks. Antoniego Baraniaka, dziś Arcybiskupa Metropolitę Poznańskiego. Nowe Konstytucje zakonne osobiście wręczał Braciom w Puszczykowie 2 września 1937 r. W swojej kancelarii prymasowskiej zatrudniał br. Józefa Zapłatę.

Bracia Serca Jezusowego z wdzięcznością wymieniają dzisiaj ks. kard. Hlonda jako współzałożyciela Zgromadzenia. Okazywali mu też jak największe przywiązanie i miłość. Ze wzruszeniem czytało się w „Przewodniku Katolickim” 1962 r. (nr 36), jak br. Józef Zapłata, więzień obozu koncentracyjnego na Dachau, ofiarował tam swoje życie za ks. kard. Hlonda.
Młode Zgromadzenie słusznie może się chlubić postacią br. Józefa Zapłaty. Słusznie też cieszy się z dowodów życzliwości, jaką okazuje mu obecny Ks. Kardynał Prymas, który nie tylko powierzył Braciom Serca Jezusowego pracę w Sekretariacie Prymasa Polski, w warszawskiej Kurii Metropolitalnej i w tamtejszej katedrze, ale uzyskał odznaczenie papieskie dla br. Walentego Siwy, długoletniego pracownika Sekretariatu.

Przed drugą wojną światową Zgromadzenie miało dwanaście domów zakonnych rozsianych po całej Polsce. Bracia Serca Jezusowego pracowali wtedy (poza domem generalnym w Puszczykowie) w Poznaniu, w kancelarii Prymasa Polski, w Kurii Arcybiskupiej, Seminarium Duchownym, w parafii Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu, w katedrze i w kościele św. Małgorzaty; pracowali też we Lwowie: katedra ormiańska, Seminarium Duchowne i kościół św. Elżbiety, a także w Katowicach: rezydencja ks. biskupa Adamskiego.
Druga wojna światowa zadała poważny i bardzo bolesny cios Zgromadzeniu, które utraciło wtedy wielu swoich członków. Po wojnie wznowiono wszakże znaczną część domów zakonnych, a później przybyły nowe. Obecnie Bracia Serca Jezusowego pracują w Warszawie (Sekretariat Prymasa Polski, Kuria Metropolitalna, katedra), w Poznaniu (Dom Arcybiskupi, Kuria Metropolitalna, Bazylika Archikatedralna, Archiwum Archidiecezjalne, Muzeum Archidiecezjalne, kościół Księży Salezjanów na Winogradach) i w Łomży (katedra).

Już przed wojną z wielu stron kraju zgłaszano się o Braci. Po wojnie zgłoszenia nie ustały, raczej się wzmogły. Wprawdzie w ostatnich kilku latach przybyło Braci, którzy z młodzieńczym zapałem oddają się swoim obowiązkom w wymienionych, jakże ważnych instytucjach kościelnych, ale zapotrzebowanie stale jest duże. Aktualnie Zgromadzenie przeżywa wielką radość z tego, że ma – poza braćmi profesami – kilku nowicjuszy i trzech postulantów.

Widoczny rozwój w ostatnich latach jest niewątpliwie wynikiem dobrego ducha zakonnego wszystkich Braci, należy jednak pamiętać o wielkiej roli powojennych kapituł generalnych Zgromadzenia. Nie można też pominąć działalności dwóch przełożonych naczelnych: br. Michała Marciniaka (1.12.19454 – 5.05.1960) i br. Władysława Hołuba (od 15.07.1961 do chwili obecnej). Wielkim wydarzeniem dla Zgromadzenia będzie z pewnością kapituła generalna, zwołana w bieżącym roku, w łączności z obchodami jubileuszu 50-lecia.
Dom generalny Bracia Serca Jezusowego w Puszczykowie pod Poznaniem nie tylko przygotowuje się do uroczystości jubileuszowych, lecz stale jest gotowy przyjąć tych, których Bóg wzywa, by przez modlitwę i pracę według wskazań ich konstytucji zakonnych doszli do chrześcijańskiej doskonałości.

Maliński Kazimierz (1872-1928), ksiądz, działacz społeczny i polityczny, poseł. Ur. 27.10.1872 r. w Kopaszewie w pow. kościańskim (woj. poznańskie). Był synem Wacława, karczmarza i Wiktorii z Łazanowskich. Gimnazjum ukończył we Wschowie w r. 1895. Tego roku wstąpił do seminarium duchownego w Poznaniu. Od 12.07.1899 r. do 1.10.1908 r. był wikariuszem w Dolsku w pow. śremskim, od 1.10.1908 do 31.12.1927 r. proboszczem parafii Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu w Poznaniu. Oprócz pracy duszpasterskiej prowadził szeroką działalność społeczną i polityczną. Założył w Dolsku pierwszy Sekretariat Robotniczy (biuro porady prawnej dla robotników, rzemieślników, służby itd.) Był działaczem przed pierwszą wojną światową Towarzystwa Czytelni Ludowych w Poznaniu. Zorganizował stowarzyszenia o charakterze społeczno-wyznaniowym pod wezwaniem świętych: Jadwigi, Stanisława Kostki, Kazimierza, oraz Oświaty i Pracy. Należał do zarządu (istniejącego od r. 1905) Towarzystwa Opieki nad Dziećmi Katolickimi; należał też do pionierów skautingu w Wielkopolsce. Przyczynił się do powstania w r. 1913 pisma „Ruch Kulturalny”, był założycielem Towarzystwa „Gościna” sprawującego opiekę nad dziećmi polskimi w czasie wakacji.
Maliński był także (przed odzyskaniem niepodległości) radnym miasta Poznania. Organizował w Poznaniu – na Łazarzu i Górczynie – tajne szkoły polskie i był uważany przez Niemców za inicjatora oporu dzieci polskich przeciwko językowi niemieckiemu. Dnia 15 grudnia 1918 r. wystąpił na wiecu w sprawie wprowadzenia nauki języka polskiego w szkołach i on też uchodził za moralnego sprawcę strajku dzieci łazarskich w dniu 16 grudnia 1918 r. Brał udział w przygotowaniach do powstania wielkopolskiego, wchodząc w skład tajnego „komitetu 25-ciu” w Poznaniu. Był obecny na pierwszym posiedzeniu Rady Robotniczo-Żołnierskiej w listopadzie 1918 r., a potem brał udział w Polskim Sejmie Dzielnicowym w Poznaniu. W Polsce niepodległej został wybrany na posła do Sejmu Ustawodawczego (1.06.1919 r.) z ramienia Narodowego Stronnictwa Robotniczego. W sejmie był członkiem komisji opieki społecznej i należał do Narodowo-Chrześcijańskiego Klubu Robotniczego. W r. 1919 uczestniczył w komisji „Powszechnych Wykładów Uniwersyteckich” Uniwersytetu Poznańskiego.

W okresie międzywojennym Maliński był właścicielem trzech przedsiębiorstw rolniczych i dwu przemysłowych. Sam żyjąc skromnie, dochody swe obracał głównie na cele społeczne. W r. 1921 był inicjatorem powołania do życia nowego zgromadzenia zakonnego pod nazwą Bracia Serca Jezusowego, którego został pierwszym przełożonym. Od tego roku organizował bezpłatne letniska (w Brzostowie) dla ubogiej młodzieży szkół średnich, przy czym w pierwszym roku korzystało z nich – 21 osób, a w r. 1927 – 300. Przez wiele lat był prezesem rady nadzorczej Banku Pożyczkowego na Górczynie. Był opiekunem i honorowym członkiem katolickiego stowarzyszenia młodzieży akademickiej „Odrodzenie”. Pod koniec życia popadł w kłopoty finansowe, gdyż nie mógł spłacić zaciągniętych pożyczek. Przed bankructwem uratował go przyjaciel, lecz Maliński stracił nie tylko prałaturę papieską (kard. A. Hlond wycofał wniosek w Rzymie), ale i zdrowie. W kwietniu 1928 r. został sparaliżowany, zmarł 6 lipca tego roku w Poznaniu; pochowany został na cmentarzu w Górczynie.

 

opr. Kazimierz Robakowski
(Polski Słownik Biograficzny, Tom XIX, z. 3, s. 369-370).

 

 

*******